Sortowanie
Źródło opisu
Legimi
(48)
Katalog księgozbioru
(8)
Forma i typ
E-booki
(36)
Audiobooki
(13)
Książki
(7)
Proza
(6)
Publikacje popularnonaukowe
(1)
Dostępność
dostępne
(7)
wypożyczone
(2)
Placówka
Wypożyczalnia dla Dorosłych i Młodzieży (ul. Akademicka 10)
(1)
Strefa Dzieci Bibliolandia (ul. Akademicka 10)
(4)
Filia nr 1 (ul. Bojanowskiego 18)
(2)
Filia nr 3 (ul. Sportowa 28)
(1)
Filia nr 4 (ul. Cmentarna 1)
(1)
Autor
Miosga Lucy
(3)
Ahl Mia
(2)
Bożkowski Jeremi
(2)
Frankowska Ewa Agnieszka
(2)
Heath Chip
(2)
Maciaszek Marta
(2)
O-press
(2)
Onichimowska Anna
(2)
Sidorowicz Elżbieta
(2)
Starr Karla
(2)
Alex Sara
(1)
Angela Węcka
(1)
Anna Sławińska
(1)
Babińska Magdalena
(1)
Bianek Klaudia
(1)
Biel Julia
(1)
Cervantes J.C
(1)
Cervantes Jennifer
(1)
Cervantes Jennifer. Posłaniec burzy
(1)
Cieluch Monika
(1)
Duda-Gryc Marta
(1)
Dziura Justyna
(1)
Elżbieta Sidorowicz
(1)
Ewa Tyralik-Kulpa
(1)
Fabisińska Liliana (1971- )
(1)
Filipp Beata
(1)
Gałązka Alicja
(1)
Herman Gail
(1)
Hołod Agata
(1)
Jurga Paulina
(1)
Kaszuba-Dębska Anna
(1)
Krasowska Maria
(1)
Lis Małgorzata
(1)
Locke G. S
(1)
Locke G.S
(1)
Mathewson R. L
(1)
Małgorzata Lis
(1)
Mensah Omenaa
(1)
Mielech Agnieszka (1969- )
(1)
Mielech Agnieszka (1969- ). Emi i Tajny Klub Superdziewczyn
(1)
Miosga Lucyna
(1)
Monika Cieluch
(1)
Oleś Katarzyna
(1)
Onichimowska Anna (1952- )
(1)
Pałecka Ewelina
(1)
Rolfe Helen J
(1)
Schimscheiner Lena (1991- )
(1)
Sidorowicz Ewa Okruchy gorzkiej czekolady
(1)
Siewak-Sojka Zofia
(1)
Slavnikova Ol'ga Aleksandrovna (1957- )
(1)
Sosnowska Ewa Anna
(1)
Sułkowska Alina
(1)
Sylwia Markiewicz
(1)
Szczerbiński Krzysztof (1978- )
(1)
Toczek Krystyna
(1)
Urbaniak Katarzyna
(1)
Urbankowska Hanna
(1)
Więckowski Maciej (1982- )
(1)
Zarzycka Renata
(1)
Rok wydania
2020 - 2024
(41)
2010 - 2019
(14)
2000 - 2009
(1)
Okres powstania dzieła
2001-
(7)
Kraj wydania
Polska
(56)
Język
polski
(56)
Odbiorca
6-8 lat
(3)
9-13 lat
(3)
Dzieci
(3)
Młodzież
(2)
14-17 lat
(1)
Przynależność kulturowa
Literatura polska
(3)
Literatura amerykańska
(1)
Literatura rosyjska
(1)
Temat
Ból przewlekły
(1)
Bóstwa
(1)
Choroba
(1)
Chłopcy
(1)
Dyrektorzy przedsiębiorstw przemysłowych
(1)
Dzieci
(1)
Dziecko z niepełnosprawnością fizyczną
(1)
Dziewczęta
(1)
Emi (postać fikcyjna)
(1)
FSB
(1)
Kontrola społeczna (instytucja)
(1)
Koty
(1)
Magia
(1)
Małżeństwo
(1)
Mitologia Majów
(1)
Nastolatki
(1)
Nauczyciele
(1)
Ojcowie i synowie
(1)
Opowiadanie dziecięce polskie
(1)
Podróże w czasie
(1)
Przedmioty użytku codziennego
(1)
Przedsiębiorstwo produkcyjne
(1)
Przyjaźń
(1)
Relacje międzyludzkie
(1)
Rodzina
(1)
Samobójstwo wspomagane
(1)
Sens życia
(1)
Społeczeństwo nadzoru
(1)
Szkoły plastyczne
(1)
Uczniowie klas początkowych
(1)
Uczniowie szkół średnich
(1)
Wspólnota
(1)
Współdziałanie
(1)
Wulkany
(1)
Wyprawy i ekspedycje
(1)
Temat: miejsce
Moskwa (Rosja)
(1)
Gatunek
Literatura dla dzieci
(2)
Powieść przygodowa
(2)
Fantasy
(1)
Opowiadania i nowele obyczajowe
(1)
Powieść obyczajowa
(1)
Powieść psychologiczna
(1)
Publikacja bogato ilustrowana
(1)
Sensacja
(1)
Thriller
(1)
Dziedzina i ujęcie
Edukacja i pedagogika
(1)
56 wyników Filtruj
E-book
W koszyku

W Warszawie powstaje nowy festiwal operowy. Młody dyrektor sprowadza do kraju wyjątkowych artystów, Polaków, od lat występujących z sukcesami na światowych scenach. Wyjątkowym gościem spektaklu jest polska śpiewaczka znana pod pseudonimem Anna Karenina. Artyści zamieszkują razem w willi na Saskiej Kępie ale kilka dni przed premierą Anna Karenina umiera w trakcie próby. W rozmowach i podczas przesłuchań komisarz Feliks Frączak i starsza aspirant Adela Hartung sprawdzają możliwe tropy. W willi, dwa tygodnie wcześniej ginie ukochany kot Anny, co bardzo niepokoi artystów, teraz także komisarza. Wydaje się, że w śmierć Anny może być zamieszanych kilka osób pracujących przy tworzeniu tej opery. W trakcie śledztwa także znika aspirant Adela…
„Czekam na kolejne części! Krótko, ale treściwie, bez wulgaryzmów, wartka akcja no i przeczytana przez p. Kowalika a to dodatkowy walor.” – Opinia Słuchacza ”W ciemności nocy”
Polecamy również pierwszy tom o śledztwach komisarza "W ciemności nocy"
Ewa Agnieszka Frankowska – Dyplomowana dziennikarka, pisarka i wydawca. Wielbicielka zagadek i tajemnic.
Lubi koncerty skrzypcowe Jana Sebastiana i belgijską czekoladę. Jej najnowsze marzenie to wspinaczka na karaibski wulkan Pelee.
Kolekcjonuje recepty i przepisy na śmierć. Osobiście ich nie sprawdza.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Prawdziwe uczucie przetrwa największą burzę.
Kiedy London znajduje przed swoimi drzwiami tajemniczy magnes na lodówkę, wie, że jej poukładane życie może ponownie rozpaść się na kawałki. Otoczona przez męża miłością i troską, zostawiła przeszłość daleko w tyle i skupiła się na realizowaniu swoich marzeń. Jednak bolesne wspomnienia wracają, gdy London pewnego dnia widzi mężczyznę łudząco podobnego do ukochanego sprzed lat. W sercu kobiety zaczyna nieśmiało kiełkować nadzieja…
Kim jest tajemniczy mężczyzna? Która miłość okaże się silniejsza – ta z przeszłości czy ta obecna? Chłopak, który pragnął kochać to porywająca, druzgocąca, a jednak niosąca ukojenie opowieść o tym, co w życiu najważniejsze.
Monika Cieluch
Rodowita grudziądzanka, która szesnaście lat swojego życia spędziła w południowej Anglii. Matka, żona, siostra dwóch braci oraz wielbicielka miętowej czekolady i pieszych wycieczek. W roku 2018 zadebiutowała powieścią obyczajową Miłość szeptem mówiona. Następnie na rynku wydawniczym ukazała się trylogia Niepokorni oraz powieść sensacyjna z nutką erotyki Do ostatniej kropli krwi. Serca czytelników zdobyła komedią romantyczną A niech to szlag!. Autorka książek, w których główną rolę odgrywają emocje i realnie wykreowani bohaterowie. Wierna zasadzie: pisać tak, by Czytelnicy uwierzyli w stworzone przez nią historie.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Śniadania / O-press. - [miejsce nieznane] : O-press : Legimi, 2012.
Autor
Forma i typ

Śniadania. Najczęściej wchłaniane w pośpiechu, między myciem zębów a założeniem butów i wybiegnięciem do pracy. A przecież mówi się o nich “najważniejszy posiłek dnia”. Czasami w weekendy zmieniamy zwyczaje i śniadania staramy się bardziej celebrować, ale często jest też tak, że nawet kiedy się staramy to zrobić, to po całotygodniowym zaniedbaniu tematu po prostu brakuje nam pomysłu i śniadanie niby odświętne, ale dziwnie nijakie i szare. A może śniadanie takie jak w restauracji? Nic prostszego! Mamy zwykle do wyboru trzy warianty:

- śniadanie kontynentalne - lekkie, popularne zwłaszcza we Francji i Włoszech

- to zwykle: świeży sok owocowy, ciepłe pieczywo, konfitury lub dżem, miód, napoje gorące (herbata, kawa śniadaniowa, kawa bezkofeinowa, mleko, czekolada), świeże owoce, masło, margaryna;

- śniadania niskokaloryczne: kawa lub herbata z chudym mlekiem lub cytryną, pieczywo razowe, sok z grapefruita lub pół świeżego grapefruita, chudy jogurt, sałatka ze świeżych owoców, jaja gotowane, dżemy bez cukru, margaryna;

- śniadanie pełne - to dla kompletnych żarłoków: jajka w różnych postaciach, wędliny w różnych postaciach, pieczone mięsa, wędzone ryby, sery, płatki śniadaniowe. Oczywiście cała reszta to już inwencja kulinarna przygotowującego. A rolą tej książki jest dostarczyć pomysły na zrobienie śniadania na każdą okazję. I na tą prędką, codzienna, kiedy to siłą rzeczy musimy się spieszyć, ale także na dni weekendowe, święta, wakacje, kiedy czasu jest więcej. A jeśli nasze śniadania przypadną Państwu do gustu, to może łatwiej będzie zrezygnować z nawyku (jakże paskudnego!) raczenia się filiżanką kawy na czczo?!

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Pewien Franek / Marta Maciaszek. - [miejsce nieznane] : Saga Egmont : Legimi, 2024.
Forma i typ

Przygotuj się na niezapomniane przygody z Frankiem, energicznym chłopcem, który dziarsko stawia czoła wyzwaniom i z łatwością zamienia kłopoty w zabawę!

Franek to kilkuletni chłopiec mieszkający z rodzicami w małym miasteczku, który uwielbia śliwki w czekoladzie i nie znosi myć zębów. Jego najlepszymi przyjaciółmi są Rufus, przepadający za miętusami, oraz Pysiek niecierpiący ścielić łóżka. Mama mówi, że Franek jest nieznośnym dzieckiem i ma z nim same kłopoty. Wszystko zmienia się w dniu jego urodzin, kiedy opuszczając przyjęcie wsiada na rower, który dostał od babci i jedzie na ryneczek. Spotyka tam staruszka karmiącego gołębie i ten zadaje mu pytanie „Gdzie jest dobro?”.

Czy chcesz się dowiedzieć jak Franek został członkiem bandy chłopaków cwaniaków, kto stał się jego najlepszym przyjacielem, co wydarzyło się u babci na wsi i jaki dowcip zrobił z Rufusem i Pyśkiem cioci Matyldzie? A przede wszystkim jak brzmi odpowiedź na zadane Frankowi przez staruszka pytanie?

Marta Maciaszek- z wykształcenia prawnik. Kiedy w 2010 roku została mamą i zrezygnowała z pracy, poświęciła się swojej największej pasji – pisaniu. Uwielbia wymyślać historie zarówno dla dzieci, jak i dla starszych czytelników. Tworzyła rubrykę dla dzieci w czasopiśmie dla Polaków w Wielkiej Brytanii, gdzie pisała opowiadania.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Luksusowy Paryż oczami polskiej emigrantki
Paryż oszałamia światłami, kusi nowymi możliwościami i mami obietnicą spełnienia marzeń. To także miejsce, w którym zderzają się różne światy, kultury i oczekiwania. Stolica Francji potrafi mieć wiele twarzy…
Paryż omamił też Anię, która od dawna pragnie w nim zamieszkać. Po skończeniu studiów pakuje swoje ubrania i wyjeżdża do miasta nad Sekwaną, aby tam rozpocząć dorosłe życie. Dobrze płatna praca u bogatej rosyjskiej rodziny ma pozwolić dziewczynie na szybką realizację upragnionych celów. Jednak aby sprostać wymaganiom zatrudniających ją ludzi, musi nagiąć się do zasad, które kolidują z jej własnymi.
Czy Ania odnajdzie się w nowej roli? Jak zmieni się sposób, w jaki postrzegała dotąd Paryż i jego mieszkańców? I jak zmieni się ona sama?
Sklep Louisa Vuittona na Champs Élysées był olbrzymi. Po przekroczeniu ogromnych i masywnych drzwi z klamkami w kolorze złota ujrzałam ochroniarza w garniturze, który chronił skarbów projektanta. Od razu poczułam zapach skóry i pomyślałam, że tak pachnie bogactwo. Przede mną na wysokości dwóch metrów w idealnym porządku poukładane były torebki. Po prawej stronie dostrzegłam regały z akcesoriami (portfelami, etui na telefony, breloczkami), a po lewej – z paskami do spodni i pięknymi chustami. W moich oczach pojawił się błysk. Chodziłam z otwartą buzią i nie dowierzając, cieszyłam się, że jestem w tym cudownym miejscu. Od razu zauważył nas przystojny sprzedawca, który spytał, czy szukam czegoś konkretnego. Moja buzia natychmiast się zamknęła. Spłoszona i wyrwana ze sfery marzeń, złapałam M. za rękę.
Anna Sławińska
Urodzona w 1988 roku, absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Po odebraniu dyplomu magistra wyjechała do Paryża, gdzie na dobre rozpoczęła się jej przygoda z pisaniem. Zawodowo jest kelnerką i fotografem. Dzień zaczyna od szklanki wody z cytryną, a kończy tabliczką czekolady.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Autor
Forma i typ

Kiedy oczy ogarnie ciemność,naucz się kierować innymi zmysłami
Anielin Brzask rozpoczyna swój ostatni rok na uczelni. Gdy pewnego dnia w drodze na zajęcia wstępuje do ulubionej kawiarni na gorącą czekoladę, nie spodziewa się, że właśnie tam pozna mężczyznę, który całkowicie zawładnie jej myślami. Alan jest przystojny, szarmancki i… niewidomy. Anielin, zafascynowana roztaczaną przez niego aurą tajemniczości, podporządkowuje się swoim uczuciom bez reszty. Nawet nie zauważa, kiedy mężczyzna, w którym się zakochała, zamienia się w jej kata. Luksusowa posiadłość Alana od tej pory jest dla niej więzieniem: to tutaj, w kompletnej ciemności i ciszy, mężczyzna prowadzi swój prywatny, okrutny eksperyment. By przetrwać i spróbować wydostać się z tej śmiertelnie niebezpiecznej pułapki, Anielin musi nauczyć się żyć na jego zasadach. Co odkryje, gdy wejdzie głębiej w świat psychopatycznego oprawcy?
– A co z włosami? – pyta.
– Dzisiaj akurat nic z nimi nie robiłam. Nie starczyło czasu i cierpliwości. Mam burzę loków na głowie, która sięga mi do ramion. Jestem naturalną szatynką.
– Mogę ich dotknąć?
Teraz to dopiero jestem zakłopotana, ale zgadzam się. Podaje mi swoją prawą dłoń, abym nakierowała ją na głowę. Przykłada drugą i bardzo powoli przeciąga palcami po włosach. Sprawdza ich miękkość i długość, głaszcząc mnie przy okazji. Dotyka uszu i podbródka, schodzi niżej – do ramion. Cała się prężę i poddaję. Niewyobrażalnie przyjemne uczucie, takie niewinne, a zarazem podniecające i zawstydzające.
– Możemy stąd wyjść?
Odurzona jego dotykiem, przytakuję w transie. Opuszczamy kawiarnię. Mroźne powietrze studzi mój temperament. Alan ujmuje moją dłoń i prowadzi, ale dokąd? Czy to ważne?.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Haley ma już dość bycia największym popychadłem na świecie, dlatego decyduje się wprowadzić w życiu zmiany, zaczynając od nieznośnego sąsiada, wyróżniającego się zbyt dużym urokiem osobistym i brakiem umiaru. Opracowuje plan gry i nawet jeśli mężczyzna wciągnie ją do swojego świata, kobieta nie pozwoli sobie zapomnieć, co potrafi zrobić niegrzeczny właściciel domu obok.
Jason nigdy by się nie spodziewał, że nieśmiała sąsiadeczka rzuci się na niego niczym Rambo, gdy zniszczył jej kwiaty. Kiedy postanowił wziąć ją pod swoje skrzydła, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Haley idealnie pasuje do jego życia. Teraz musi ją tylko przekonać, że połączyło ich coś więcej niż gra.
R.L. Mathewson, autorka bestsellerów z list „New York Timesa”, urodziła się w Massachusetts. Znana jest z poczucia humoru, bystrości i zdolności do kreowania bohaterów, w których łatwo się wcielić. Ma w swoim dorobku kilka serii romansów paranormalnych i współczesnych, w tym Sąsiad z piekła rodem. W młodości była bardzo nieśmiałym molem książkowym. Po ukończeniu szkoły średniej studiowała, pracowała w muzeum, w hotelu jako boy i w fast-foodzie jako kucharka, póki nie zdecydowała się pójść na kurs ratownika medycznego. Praca w zawodzie pomogła jej uporać się z nieśmiałością i stała się źródłem miłych oraz kilku raczej niepokojących wspomnień, które od czasu do czasu uwiecznia w książkach. Obecnie jest samotną mamą dwójki dzieci, dzięki którym ciągle pozostaje na wszystko gotowa. Jest odrobinę uzależniona od romansów, a bardzo mocno od gorącej czekolady – w idealne dni łączy jedno i drugie.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Neon / G. S Locke. - [miejsce nieznane] : Prószyński i S-ka : Legimi, 2024.
Autor
Forma i typ

Policjant, który chce się zemścić. Płatna zabójczyni na życiowym zakręcie. Morderca, który ma ich oboje na celowniku.

Żona inspektora Matta Jacksona ginie z ręki seryjnego zabójcy Neona, który znany jest z eksponowania ciał swoich ofiar jako iluminowanych instalacji artystycznych. Śmierć ukochanej pogrąża Jacksona w depresji. I choć nie chce żyć bez ukochanej żony, nie potrafi też się zabić - wynajmuje więc kogoś, kto zrobi to za niego.

Jednak w dniu, który miał być jego ostatnim, nagle trafia na przełom, który może doprowadzić go do przestępcy. Proponuje więc swojej niedoszłej zabójczyni - Iris Palmer - kuszący układ: w zamian za pomoc w znalezieniu i pozbyciu się Neona, odda jej cały swój majątek. Kobieta zgadza się na propozycję, ale bynajmniej nie zamierza stosować się do reguł ustalonych przez inspektora. I choć szybko okazuje się, że zabójczyni radzi sobie lepiej od dotychczasowych partnerów zawodowych Jacksona, to sprawa Neona zaczyna stawać się coraz bardziej skomplikowana...

A to wszystko tylko początek szarpiącej nerwy gry między policjantem, najemniczką i seryjnym mordercą.

"Neon": seryjny morderca, gra w kotka i myszkę i intryga mrożąca krew w żyłach, czyli przepis na lekturę obowiązkową!

Paperback

"Neon" to wciągająca lektura, której nie sposób odłożyć ani na chwilę. G. S. Locke daje nowe, ekscytujące życie historii o seryjnym zabójcy.

Gerard O’Donovan

Stylowa, plastyczna proza powieści, której akcja mknie jak rollercoaster, zanim zderzy się z zaskakującym finałem - do przeczytania jednym tchem.

"Daily Mail"

Niecodzienny duet - gliniarz i zabójczyni - jest zaskakująco udany, z fascynującą wewnętrzną dynamiką. Iris to cudownie amoralna Lisbeth Salander i Villanelle zarazem, a drobiazgowe dochodzenie zapewnia nagłe zwroty akcji i jej błyskawiczne tempo. Tę książkę się pochłania, by dojść do wyjątkowego finału, który nadaje konwencjonalnemu podgatunkowi nowe życie.

Crime Time

G.S. Locke za dnia pracuje jako redaktorka specjalizująca się w kryminałach, powieściach przygodowych i thrillerach we wszystkich ich odmianach. Pozostały czas poświęca rodzinie i przyjaciołom, ćwiczeniu gry na fortepianie (jej celem jest grać raczej lepiej niż gorzej) i pielęgnowaniu róż, do których ma szczególną słabość. Kocha też czytać - to jedna z jej najważniejszych pasji obok dzieci, muzyki i gorzkiej czekolady.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Neon / G.S. Locke. - [miejsce nieznane] : Prószyński i S-ka : Legimi, 2021.
Autor
Forma i typ

Policjant, który chce się zemścić. Płatna zabójczyni na życiowym zakręcie. Morderca, który ma ich oboje na celowniku.

Żona inspektora Matta Jacksona ginie z ręki seryjnego zabójcy Neona, który znany jest z eksponowania ciał swoich ofiar jako iluminowanych instalacji artystycznych. Śmierć ukochanej pogrąża Jacksona w depresji. I choć nie chce żyć bez ukochanej żony, nie potrafi też się zabić - wynajmuje więc kogoś, kto zrobi to za niego.

Jednak w dniu, który miał być jego ostatnim, nagle trafia na przełom, który może doprowadzić go do przestępcy. Proponuje więc swojej niedoszłej zabójczyni - Iris Palmer - kuszący układ: w zamian za pomoc w znalezieniu i pozbyciu się Neona, odda jej cały swój majątek. Kobieta zgadza się na propozycję, ale bynajmniej nie zamierza stosować się do reguł ustalonych przez inspektora. I choć szybko okazuje się, że zabójczyni radzi sobie lepiej od dotychczasowych partnerów zawodowych Jacksona, to sprawa Neona zaczyna stawać się coraz bardziej skomplikowana...

A to wszystko tylko początek szarpiącej nerwy gry między policjantem, najemniczką i seryjnym mordercą.

"Neon": seryjny morderca, gra w kotka i myszkę i intryga mrożąca krew w żyłach, czyli przepis na lekturę obowiązkową!

Paperback

Stylowa, plastyczna proza powieści, której akcja mknie jak rollercoaster, zanim zderzy się z zaskakującym finałem - do przeczytania jednym tchem.

"Daily Mail"

Niecodzienny duet - gliniarz i zabójczyni - jest zaskakująco udany, z fascynującą wewnętrzną dynamiką. Iris to cudownie amoralna Lisbeth Salander i Villanelle zarazem, a drobiazgowe dochodzenie zapewnia nagłe zwroty akcji i jej błyskawiczne tempo. Tę książkę się pochłania, by dojść do wyjątkowego finału, który nadaje konwencjonalnemu podgatunkowi nowe życie.

Crime Time

G.S. Locke za dnia pracuje jako redaktorka specjalizująca się w kryminałach, powieściach przygodowych i thrillerach we wszystkich ich odmianach. Pozostały czas poświęca rodzinie i przyjaciołom, ćwiczeniu gry na fortepianie (jej celem jest grać raczej lepiej niż gorzej) i pielęgnowaniu róż, do których ma szczególną słabość. Kocha też czytać - to jedna z jej najważniejszych pasji obok dzieci, muzyki i gorzkiej czekolady.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Uczucia nie zawsze podążają oczywistymi ścieżkami…
Czy prawdziwa miłość zdarza się częściej niż raz w życiu? Maddie Kershaw wcale nie jest przekonana. W ataku terrorystycznym 11 września 2001 roku życie stracił chłopak, którego uważała za tego jedynego - jej wielka miłość. Od tamtej pory Maddie sądzi, że jedyne, co jej zostało, to wdawanie się w liczne romanse.
Pewnego dnia jednak na przyjęcie urodzinowe dla stulatki przez pomyłkę przywozi… erotyczny tort. To zdarzenie w zaskakujący sposób wywraca jej życie do góry nogami - na uroczystości poznaje Evana, mężczyznę, dzięki któremu znów zaczyna wierzyć, że w miłości i ona może dostać drugą szansę.
Evan Quinn jest zatwardziałym kawalerem, ale Maddie natychmiast wpada mu w oko. Do tego stopnia, że na pierwszej randce pozwala sobie na dużą dozę szczerości i przyznaje się, że być może choruje na raka jądra. I choć pragnie kobiety jak nikogo wcześniej, nie chce, żeby była z nim tylko z litości. A gdy na drodze do szczęścia zaczynają pojawiać się kolejne przeszkody, przekonuje się, że droga do miłości chyba nie jest taka prosta, jak uważał…
Ale czy pod australijskim słońcem "żyli długo i szczęśliwie" nie jest czymś, o co naprawdę warto walczyć?
Helen J. Rolfe jest autorką kilkunastu romantycznych powieści. W książkach miesza ze sobą sprawy rodzinne, społeczne, a także wyjątkowe tajemnice. Urodziła się i wychowała w Wielkiej Brytanii, ale po ukończeniu uniwersytetu przeprowadziła się aż do Australii. Obecnie z mężem i dziećmi mieszka w Hertfordshire. Współpracuje z kobiecymi magazynami o zdrowiu i sporcie, a wolny czas spędza na wolontariatach oraz zajęciach z jogi i pilatesu. Kocha czekoladę, likier Baileys i pisanie - tworzyć powieści zaczęła w 2011 roku, spełniając tym samym swoje największe marzenie.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

O ile miliard jest większy od miliona? No cóż, milion sekund to 12 dni. Natomiast miliard sekund to… prawie 32 lata!

Żyjemy w świecie, w którym nasz sukces często zależy od umiejętności przekazywania wartości liczbowych w jasny, zrozumiały sposób. Tylko jak sprawić, by liczby przyciągały uwagę — stały się „przyczepne”? Jak przekształcać nudne dane w ciekawe opowieści? Czy istnieją jakieś metody pomagające ludziom w zrozumieniu danych i podejmowaniu trafniejszych decyzji w oparciu o liczby?

Chip Heath zasłynął z tego, że nauczył nas, jak opowiadać „przyczepne historie”, czyli takie, które zostają w pamięci na dłużej. A teraz, w swojej najnowszej książce, przedstawia zasady pozwalające „przetłumaczyć” liczby na język, który jesteśmy w stanie zrozumieć i wykorzystać. Książka pełna jest praktycznych wskazówek dotyczących właściwego wyjaśniania wartości liczbowych. Zawiera także mnóstwo żywych przykładów „przed i po”, pokazujących, jak dla wielu abstrakcyjną liczbę można zaprezentować tak, by ludzie pojęli ją bez problemu. Znajdziemy tu ponad trzydzieści różnego rodzaju zasad i wskazówek, takich jak:

• PROSTA PERSPEKTYWA: Dodaj jedno proste zdanie z porównaniem, według badaczy z firmy Microsoft podwaja to poprawność zapamiętywania faktów

• KONWERSJA NA PROCES:Wykorzystaj intuicyjne zrozumienie pojęcia czasu (5 GB muzyki to „2 miesiące dojazdów do pracy bez powtarzania któregokolwiek utworu”)

• KOTWICE EMOCJONALNE: Przedstaw liczbę w sposób, który wzbudza emocje i jest dla ludzi ważny („ta procedura medyczna podwoi liczbę kobiet, którym uda się pokonać raka piersi”)

W Liczby się liczą znajdziesz wszystko: od problemów globalnych, po logistykę prowadzenia firmy technologicznej lub gospodarstwa rolnego albo wytłumaczenie tego, ile butelek coli musiałbyś pić, gdybyś spalał kalorie w tempie, w jakim robi to koliber. Ta książka zarówno tym, którzy kochają matematykę, jak i tym, którzy jej nienawidzą, pomoże przekładać wartości liczbowe na język zrozumiały dla innych, dzięki czemu będziemy w stanie w większym stopniu opierać nasze decyzje — w szkole, pracy i domu — na twardych danych.

Wstęp do polskiego wydania książki napisała Janina Bąk, autorka książki Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

O ile miliard jest większy od miliona? No cóż, milion sekund to 12 dni. Natomiast miliard sekund to… prawie 32 lata!

Żyjemy w świecie, w którym nasz sukces często zależy od umiejętności przekazywania wartości liczbowych w jasny, zrozumiały sposób. Tylko jak sprawić, by liczby przyciągały uwagę — stały się „przyczepne”? Jak przekształcać nudne dane w ciekawe opowieści? Czy istnieją jakieś metody pomagające ludziom w zrozumieniu danych i podejmowaniu trafniejszych decyzji w oparciu o liczby?

Chip Heath zasłynął z tego, że nauczył nas, jak opowiadać „przyczepne historie”, czyli takie, które zostają w pamięci na dłużej. A teraz, w swojej najnowszej książce, przedstawia zasady pozwalające „przetłumaczyć” liczby na język, który jesteśmy w stanie zrozumieć i wykorzystać. Książka pełna jest praktycznych wskazówek dotyczących właściwego wyjaśniania wartości liczbowych. Zawiera także mnóstwo żywych przykładów „przed i po”, pokazujących, jak dla wielu abstrakcyjną liczbę można zaprezentować tak, by ludzie pojęli ją bez problemu. Znajdziemy tu ponad trzydzieści różnego rodzaju zasad i wskazówek, takich jak:

• PROSTA PERSPEKTYWA: Dodaj jedno proste zdanie z porównaniem, według badaczy z firmy Microsoft podwaja to poprawność zapamiętywania faktów

• KONWERSJA NA PROCES:Wykorzystaj intuicyjne zrozumienie pojęcia czasu (5 GB muzyki to „2 miesiące dojazdów do pracy bez powtarzania któregokolwiek utworu”)

• KOTWICE EMOCJONALNE: Przedstaw liczbę w sposób, który wzbudza emocje i jest dla ludzi ważny („ta procedura medyczna podwoi liczbę kobiet, którym uda się pokonać raka piersi”)

W Liczby się liczą znajdziesz wszystko: od problemów globalnych, po logistykę prowadzenia firmy technologicznej lub gospodarstwa rolnego albo wytłumaczenie tego, ile butelek coli musiałbyś pić, gdybyś spalał kalorie w tempie, w jakim robi to koliber. Ta książka zarówno tym, którzy kochają matematykę, jak i tym, którzy jej nienawidzą, pomoże przekładać wartości liczbowe na język zrozumiały dla innych, dzięki czemu będziemy w stanie w większym stopniu opierać nasze decyzje — w szkole, pracy i domu — na twardych danych.

Wstęp do polskiego wydania książki napisała Janina Bąk, autorka książki Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Dwie wyjątkowe kobiety, dwie niezwykłe historie i jeden zupełnie zwyczajny dom...

Trzydziestoletnia Magda ma dość pracy w korporacji i życia w stolicy. Kiedy więc przyłapuje swojego chłopaka na zdradzie i równocześnie dowiaduje się, że musi opuścić wynajmowane dotąd mieszkanie, postanawia rzucić wszystko i wyprowadzić się do Żarek, małego jurajskiego miasteczka z bogatą, choć bolesną historią. Osiemnastoletnia Irena obawia się dwóch rzeczy: zaaranżowanego małżeństwa ze Stachem Nowakowskim i wojny, która, jak mówią, ma wybuchnąć lada chwila. Jeszcze nie wie, że nadchodzące dni zmienią jej życie bardziej, niż mogłaby się tego spodziewać

Co się stanie, gdy te dwie historie spotkają się pod jednym dachem?
Sekret starych fotografii to opowieść o miłości i okrucieństwie, przyjaźni i podziałach, wierności i zdradzie, nowym życiu i śmierci.

To pełna emocji, słodko-gorzka historia współczesna, która niewidzialną nicią wspomnień łączy się
z wydarzeniami sprzed ponad osiemdziesięciu lat. Pozornie odległymi, choć tak naprawdę bardzo bliskimi...

Małgorzata Lis fragment po fragmencie, kadr po kadrze odsłania przed czytelnikami sekret starych fotografii i maluje swój nowy literacki autoportret. Oddaje w ręce czytelników swoją pierwszą powieść z historią w tle. Współczesność i czasy II wojny światowej łączy niewidzialna nić wspomnień – trwała jak miłość, przyjaźń
i pamięć. O latach minionych, o tych, którzy zginęli, i o tych, którzy przeżyli. Dwie przestrzenie czasowe, dwie kobiety, jeden adres. I ty odkryj tajemnice, które skrywa budynek przy Kwiatowej 18.

Paulina Molicka, Recenzje Dropsa książkowego

Kunsztowna opowieść o dwóch kobietach, miłości i starym domu – miejscu dotkniętym przez bolesny wiatr historii. Nietuzinkowa, oszałamiająca, boleśnie piękna, pokazująca bohaterki w sytuacjach największej próby uczuć.
Ta proza jest EMOCJĄ. Wsłuchaj się w jej szept. Na pewno zdradzi swoje bolesne tajemnice i pomoże odkryć sekret starych fotografii.

Aneta Pimpis, Zaczytana A-ta

Małgorzata Lis - z wykształcenia nauczycielka historii i historyk sztuki, ale od kilku lat nie pracuje zawodowo, lecz prowadzi edukację domową. W wolnym czasie czyta i pisze książki. Jest autorką podręczników do nauki historii oraz powieści Kocham cię mimo wszystko, Przebaczam ci, Wybrać miłość, Miłość, pies i czekolada, Odzyskać nadzieję, Namaluj mi anioła, Kto naprawi naszą miłość oraz Ulecz moje serce. Mieszka pod Warszawą z mężem

i siedmiorgiem dzieci.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Kuchnia francuska / O-press. - [miejsce nieznane] : O-press : Legimi, 2012.
Autor
Forma i typ

Jedzenie pełni ogromnie ważną rolę w życiu Francuzów. Jakość potraw ma swoje źródło w niespotykanej dbałości o surowiec. Prawdziwy kuchmistrz, choćby ten domowy, nie szuka mięsa czy warzyw w supermarkecie, jeśli tylko może, kupi je na pobliskim bazarku lub u znanego, pewnego sprzedawcy.

Następny warunek to absolutna świeżość produktów. Jest to bardzo ważne, bowiem większość warzyw i dodatków podaje się jako samodzielne potrawy, często przed głównymi posiłkami. Najczęściej jest to zielona sałata z oliwą, octem i czosnkiem lub innymi sosami.

Posiłki spożywa się trzy razy w ciągu dnia. Francuskie śniadanie to kawa, herbata lub czekolada, rogalik. chleb z masłem i dżemem. Obiad spożywa się w godzinach południowych i składa się z kilku dań: przystawki, dania głównego, talerza serów, deseru i kawy. No i kolacja delikatne dania z warzyw, sałatki z odrobiną delikatnego mięsiwa. Zupy są podawane tylko podczas wykwintnego obiadu. Co ważne -Francuzi nie podjadają między posiłkami!

Francja słynie z olbrzymiej ilości serów, mają ich w sumie około 400 gatunków. “Dobry posiłek kończy się kawałkiem dobrego sera” -uważają Francuzi. Do smakowitego posiłku obowiązkowo musi być wino, które nadal jest najpopularniejszym napojem, mimo że coraz częściej do obiadu podaje się piwo, jako napój zawierający mniej alkoholu.

Siłą tradycji w kuchni francuskiej są regiony ze swoją odmiennością, specyfiką smaków, które powstawały przez wieki. Przybytkiem prawdziwej kuchni francuskiej jest dom francuski, jego gospodyni przyrządzająca potrawy według receptur przechodzących z pokolenia na pokolenie. W równej mierze tradycję podtrzymują małe restauracyjki, gdzieś na prowincji, ze swoją obfitością regionalnych przysmaków.

Z Francji sztuka kulinarna rozeszła się prawie po całym świecie, w tym również przeniknęła do kuchni polskiej. Świadczy o tym chociażby całe mnóstwo wyrazów pochodzenia francuskiego, które na dobre zagościły w polskim języku, a ich obco brzmiące pochodzenie potrafią wskazać dziś jedynie językoznawcy. A słowa te to między innymi: antrykot, beszamel. farsz, frytki, kotlet, majonez, omlet, marynowanie, panierowanie, szpikowanie.

Tak więc kuchnia francuska to prawdziwy raj dla smakoszy. Mamy nadzieję, że przepisy zgromadzone w tej książce pozwolą Państwu poznać niektóre francuskie smaki, urozmaicić repertuar serwowanych dań, a domownikom oraz gościom, częściej zamiast naszego “Smacznego!” będziecie życzyć -tak jak i my w tym miejscu -”BON APPETIT!”

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Pełen dobra i piękna literacki upominek nie tylko na czas adwentu i Bożego Narodzenia!

Autorki wyjątkowych historii, przepełnionych wiarą, nadzieją i miłością, w gwiazdkowym prezencie dla wszystkich czytelników przygotowały zbiór niezwykłych opowiadań inspirowanych czasem adwentowego oczekiwania i tajemnicą Bożego Narodzenia. Wśród połyskujących dekoracji, świątecznych reklam i płynących zewsząd przebojów z dzwoneczkami odnalazły i zebrały okruchy prawdy o tym, że w wigilijną noc Bóg rodzi się w ludzkich sercach, szczególnie tych poszukujących miłości, samotnych, zranionych, wątpiących i nieszczęśliwych.

Ta wyjątkowa antologia to zbiór wzruszających opowiadań, których bohaterowie, choć znajdują się w różnych częściach Polski i mają różne historie życia, w nowinie o Bożym Narodzeniu odnajdują tę samą zapowiedź wielkiej miłości, która trwa dłużej niż świąteczna atmosfera i daje więcej radości niż najpiękniejszy prezent pod choinką.

Przyjmijcie od nas ten przepiękny literacki podarunek i zanurzcie się w lekturze opowieści, które pozostaną w waszych sercach nie tylko w czasie świąt!

A na niebie blask od gwiazd da ci to wszystko, czego twoje serce potrzebuje (nie tylko) na święta. Pozwól sobie dzięki tym gwiazdkowym opowiadaniom na nowo odkryć magię grudniowego czasu.

Wioleta Sadowska, subiektywnieoksiazkach.pl

Czy świąteczne historie muszą mieć zapach pierników, a w tle biegające elfy? Opowieści, które dostajemy do rąk, pokazują, że niekoniecznie… Autorki serwują nam niemagiczną magię świąt. Tę, która wypływa z głębi relacji z drugim człowiekiem. Opowieści na wskroś prawdziwe, niekiedy bolesne. Dające jednak nadzieję, przytulenie i siłę. Warto po nie sięgnąć, nie tylko w święta…

Magdalena Urbańska, autorka książki Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet

Autorki

Beata Agopsowicz – pedagog, logopeda, doradca życia rodzinnego, mediator sądowy; autorka powieści Cztery pory miłości, Trudne wybory miłości, Oczy Pana oraz Dajmy sobie nową szansę. Jej najlepszym przyjacielem jest mąż, z którym dzieli radości i smutki i który wspiera ją w realizowaniu marzeń. Ma trójkę cudownych dzieci. Uwielbia czytać, biegać po deszczu i patrzeć w chmury. Każdy dzień powierza swemu Stwórcy.

Renata Czerwińska – z wykształcenia polonistka, z zawodu dziennikarka diecezjalnej edycji „Niedzieli”. Autorka beletryzowanych opowieści o świętych dla dorosłych i dla dzieci. Prowadzi blog www.renataczerwinska.pl. Zakochana w okolicznych miasteczkach, fotografii i szydełkowaniu. Mieszka w Toruniu.

Daria Kaszubowska – Kaszubka z krwi i kości, urodzona w samym sercu Kaszub. Autorka książek obyczajowych i historycznych. Pisze artykuły do „Pomeranii” i kaszubskojęzyczne teksty do „Stegny”. Działa w Stowarzyszeniu Rodzina Kolpinga, w Kole Gospodyń Wiejskich „Zarąbiste Babki” i w Ochotniczej Straży Pożarnej. Prywatnie jest szczęśliwą mężatką, mamą czwórki dzieci i właścicielką kundelka. W dzień spędza czas z rodziną, lubi gotować i piec torty, jeździć na rowerze, spacerować, uprawiać nordic walking, trenować taniec brzucha i pole dance, a nocami pisze książki. Autorka powieści Serce na Kaszubach.

Małgorzata Lis – z wykształcenia nauczycielka historii i historyk sztuki, ale od kilku lat nie pracuje zawodowo, lecz prowadzi edukację domową. W wolnym czasie czyta i pisze książki. Jest autorką podręczników do nauki historii oraz powieści: Kocham cię mimo wszystko, Przebaczam ci, Wybrać miłość, Miłość, pies i czekolada, Odzyskać nadzieję, Namaluj mi anioła, Kto naprawi naszą miłość? oraz Ulecz moje serce. Mieszka pod Warszawą z mężem i siedmiorgiem dzieci.

Emilia Litwinko – mama czwórki dzieci, kobieta waleczna, która nie poddaje się na krętych ścieżkach życia. Autorka książek dla dzieci Opowieści kornika, Opowieści mrówki oraz Opowieści Gwiazdeczki, a także powieści Zuzanna i Cuda są możliwe. W wolnym czasie siada na skraju swej drogi z kubkiem kawy, głaszcze kota i patrzy w niebo, u swojego Pana szukając inspiracji do kolejnej historii.

Magdalena Mikutel – z wykształcenia pedagog specjalny, prywatnie szczęśliwa żona Roberta i mama Marysi, Łucji, Szymka, Zuzi i Anieli. Z racji okoliczności mistrzyni szybkich obiadów, wymyślania awaryjnych planów, codziennie lawirująca w świecie skomplikowanych dziecięcych emocji. Pasjonatka literatury, nad wszystkie książki kochająca jednak Pismo Święte. Obserwacja tego, jak w jej życiu Ono staje się rzeczywistością, jest jej największą fascynacją. Autorka powieści Mój syn oraz Gdzie jesteś, bracie?

Natalia Przeździk – z wykształcenia polonistka, z zawodu mama szóstki dzieci. Zakochana w górach oraz polskim morzu. Wielbicielka twórczości Astrid Lindgren, Lucy Maud Montgomery oraz trylogii Tolkiena. Jako Rivulet pisze bloga „W naszej bajce”. Autorka dziecięcej serii powieści „Rodzina z niebieskiego domu” oraz książki Skrzydła Hani, a także powieści dla dorosłych Zapach soli i wiatru. Mieszka w Krakowie.

Katarzyna Targosz – powieściopisarka i autorka bajek dla dzieci. Absolwentka geografii na Uniwersytecie Jagiellońskim i hotelarstwa w Swiss Hotel Management School w Caux-sur-Montreux w Szwajcarii. Z Górnego Śląska, skąd pochodzi, los poprowadził ją poprzez Alpy Berneńskie, Wiedeń i Kraków do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie obecnie mieszka. Liczne przeprowadzki, a także zamiłowanie do odkrywania ciekawych zakątków świata sprawiły, że miejsca są jednym z głównych źródeł inspiracji w jej twórczości. Autorka powieści Szlak Kingi, Powierzchnia i Blizny życia. Oficjalna strona autorska: www.katarzynatargosz.pl.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Dobrostan. Stan Umysłu. Uzdrowienie poprawy i nauczenie życia. Stan Spokoju i Szczęścia.
Mindfulness – technika uważności. Cz.

Audiobook składa się z trzech lives, pt. „Czym jest dobrostan", "Co ważniejsze, czy wiara czy wiedza?" i "Jaka jest Twoja tożsamość? Kim jesteś?". Stąd, jakość emitowanego dźwięku głosu w poszczególnych odcinkach, może być nieco inne. Chodzi jednak o treść.

Przez szereg lat, nauka zajmowała się przede wszystkim brakiem zdrowia psychicznego – depresją, stresem, wyuczoną bezradnością I różnymi tzw. dysfunkcjami, które utrudniają życie. Psycholodzy przeważnie pracowali nad tym, aby ludzie wyszli z leków, strachów oraz z depresji, co miało przynieść im ulgę w cierpieniu. Do dziś w wielu terapiach pielęgnuje się pozwolenie na poczucie w sobie negatywnych emocji np. gniewu i pielęgnowanie go w sobie. Terapeuci tego typu nurtu, mniej zajmowali się tym, by skupić ludzki umysł na wychodzeniu ze swoich słabości i aby człowiek stał się szczęśliwy, a więcej czasu poświęcali „rozgrzebywaniu” negatywnych emocji i ich przyczyn. Ale czy to, aby dobry kierunek terapii dla wszystkich ludzi?

Jednak same pozytywne emocje nie wystarczają. Jeśli np. zajadasz się czekoladą, co zapewnia sporą dawkę przyjemności. Nie ma to niestety żadnego związku ani z poczuciem sensu, ani z osiągnięciami czy sukcesami. Możesz osiągać znakomite wyniki w pracy lub w biznesie, lecz jeśli cierpią na tym twoje relacje z najbliższymi, będziesz wciąż daleko od dobrostanu – będziesz w szpagacie mentalnym własnych tożsamości.

Okazuje się, że „nie bycie nieszczęśliwym” poprzez tkwienie w starych emocjach zbyt długo, to jeden kierunek terapii, jaką wybierają ludzie zgodnie z ich potrzebami. Drugi, odmienny rodzaj, to dążenie do poszukiwania rozwiązań, wzmacniania się bazując na swoich „cieniach” – na czymś, co chcemy ukryć przed samym sobą, z czym się nie utożsamiamy, poprzez uzdrawianie tego wszystkiego oraz wypracowanie drogi do własnego dobrostanu i do poczucia szczęścia w sobie. To dwa różne kierunki terapie uzdrawiania psychiki. W uzyskaniu dobrostanu pomocny jest również Wellbeing Coach (ang. trener dobrego samopoczucia). Jako specjalista, swoimi pytaniami przeprowadza ludzi od szukania rozwiązań, ustanawiania wyzwań do osiągania ich życiowych celów. Pomaga poprawić samopoczucie człowieka, poczuć szczęście i osadzić klienta w jego odpowiednim stanie tożsamości, oddziałowując przez to na każdą przestrzeń życia.

DOBROSTAN to dział pozytywnej psychologii tzw. WELLBEING COACHING. Zajmuje się zagadnieniem dotykania problemu i uzdrawianiem go, poprzez szukaniem rozwiązań. Dzięki wychodzeniu z negatywnych emocji, ze złego stanu fizycznego jak i psychicznego oraz ze swoich słabości, metody coachingowe pomagają uzdrowić sytuację oraz stan emocjonalny człowieka, wzmacniając go przy tym. To właśnie w WellBeing coachingu, w ramach POZYTYWNEJ PSYCHOLOGII, najlepiej kreuje się zadowolenie z tego, co jest teraz wraz z poczuciem szczęścia, jako DOBROSTAN.

Dobrostan to wiele przestrzeni w Kręgu Życia, którym warto się przyglądnąć i które można przepracować, „podreperować” i uzdrowić. Dobrostan to składowa wielu elementów. Opierają się one na Zasobach i Wyzwaniach tak psychicznych, jak również społecznych i fizycznych. Wszystko to potrzebuje być w równowadze i w dobrym samopoczuciu tzw. „Wellbeing”. Jest to osiągania ideału CONSTANS na bazie uważności, zaopiekowania się sobą i „Miłości do siebie”.

Spis treści:

1. Czym jest dobrostan?
2. Jak wejść na drogę do dobrostanu?
3. Jak odnaleźć w sobie tożsamość dobrostanu?
4. Uzdrowienie siebie na wszystkich przestrzeniach.

5. Co jest ważniejsze do osiągnięcia dobrostanu: wiara czy wiedza?

6. Patrz na wszystko, co przychodzi, jak na cenne doświadczenie i naukę.

7. Z wdzięcznością celebruj każdy dzień życia

8. Jaka jest Twoje tożsamość? Kim jesteś?

9. Bądź uważny na swoje słabości i uzdrawiaj je, słysząc potrzeby swoje i innych.

10. Zamieniaj problemy na wyzwania, a wymówki na rozwiązania.

11. W jaki sposób wiedza może pomóc człowiekowi do sięgnięcia stanu szczęścia?

12. Czy wiara czyni cuda?
13. Wdzięczność, jako umiejętność doceniania i cieszenia się drobnostkami.
14. Dobrostan, jako stan poczucia obfitości.

15. Bądź uważny na to, „z kim przystajesz, bo taki się stajesz”.

16. Uważność i obecność obserwatora świata wewnętrznego i zewnętrznego.
17. Osiągnięcie życiowego dobrostanu i spokoju.

Mindfulness, czyli trening uważności, to seria wykładów nagranych na żywo podczas lives w latach 2020 i 2021, której celem było niesienie pomocy osobom z wieloma problemami natury fizycznej jak również psychicznej – z dolegliwościami psychosomatycznymi. Czasami czujemy się źle, ściska nas w wątrobie bądź w żołądku, boli nas głowa, serce, plecy, stawy, mięśnie, mamy zimne kończyny, pocą nam się ręce, nogi, ciało, mamy duszności i nie możemy spać w nocy. Najczęściej, wtedy mamy problem z rozstrojonym układem pokarmowym, a z badań medycznych, lekarz wnioskuje, iż wszystkie wyniki są w normie. W takich przypadkach, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że cierpimy na tzw. zaburzenia psychosomatyczne, podczas których należy uzdrawiać tak ciało jak i duszę człowieka - psychikę.

O autorze:

Dr Renata Zarzycka od lat 80tych ubiegłego wieku pasjonuje się medycyna naturalną, ziołolecznictwem i kulturą profilaktyki zdrowia, tym razem ludzie na całym świecie. Jest doktorem w dyscyplinie naukowej Komunikacja Społeczna i Nauki o Mediach. Jest akredytowanym Coachem Biznesu i Neurolingwistycznego Programowania umysłu oraz dyplomowanym Mediatorem i Negocjatorem po studiach na WSIiZ. jest jednym z najskuteczniejszych polskich menedżerów i motywatorów oraz wykładowcą, szkoleniowcem i dobrą mówcą - motywatorem. Prowadzi indywidualne spotkania, sesji terapeutycznych i coahcingowe, konsultacje dietetycznych, szczególnie z medycyny naturalnej i holistycznej. Prowadzi szkolenia i warsztaty z zakresu zdrowia psychicznego (umysł, emocje, energia, duchowość), uzdrawiania energii duszy -uzdrawiania kwantowego dotyczacego zmiany zapisów DNA w komórkach oraz profilaktyki zdrowia ciała i duszy z przekierowaniem z umysłu poprzez serce do wizualizacji i energetycznego świata, gdzie można wiele naprawić („Patrz sercem”). Generalnie dotyczy to umiejętności zarządzania własnymi emocjami. W celu umówioenia konsultacji, szukaj jej na WhatsApp pod nr 509970880.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Intrygujący, drapieżny kryminał, a zarazem świetnie napisana powieść psychologiczna. Jego akcja toczy się w latach 80-tych XX wieku, które przedstawione są bez retuszu i na serio. W przeciwieństwie do innych książek tego autora, nie jest to lektura lekka i zabawna – tym razem uderzył on w ton poważniejszy. Jedna rzecz się nie zmienia – gdy na kartach powieści pojawi się trup, do akcji wkroczy milicyjny duet: sierżant Fidybus i porucznik Karbolek. Jednak w tej powieści nie zawsze są oni przyjaźni i dobroduszni – potrafią być również bezwzględni. Sprawa jest nietypowa, bowiem miejscem zbrodni jest szpital.

Książka ta została ukończona w roku 1985 jednak nie została od razu wydana – tak jak inne kryminały Jeremiego Bożkowskiego – ale ukazuje się dopiero teraz, czyli w roku 2021.
Były plany, aby powieść ta została przeniesiona na ekran, o czym świadczy jej maszynopis, który znajduje się w zbiorach Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego, gdyż na jego pierwszej stronie widnieje potwierdzenie złożenia go w Zespole Filmowym „Iluzjon”.

GRZEGORZ CIELECKI:
Karbolek i Fidybus po raz czwarty.
Impreza była ostra. Dość powiedzieć, że Zdzisiek Śląski, chłop w sile wieku, ulokowany wysoko w handlu zagranicznym, poczuł się źle i szybko wylądował w szpitalu, gdzie stwierdzono zawał. Kilka dni później zmarł, ale okazało się, że nie była to śmierć naturalna, tylko najpewniej ktoś Zdzicha udusił. Taki mamy punkt wyjścia w czwartej powieści kryminalnej Jeremiego Bożkowskiego „Dziękuje, wolę więzienie”.
W tym miejscu na scenie pojawia się dwóch milicjantów – sierżant Karbolek i porucznik Fidybus. Przepraszam, że wymieniam w kolejności pomijającej szarżę, ale fakty są takie, że Karbolek pojawił się pierwszy. Ci funkcjonariusze to jak awers i rewers rodzimych organów ścigania z późnego PRLu. Karbolek działa nieco nieoficjalnie, ale ma wyczulone wszystkie zmysły, zna ludzką duszę jak mało kto. Z kolei porucznik Fidybus to oficer prawy i zdyscyplinowany, działający według narzuconych reguł. Panowie pochodzą z dwóch różnych światów i może nie do końca się lubią, ale za to znakomicie uzupełniają. Śledztwo jest skomplikowane. Nie ma bowiem pewności, czy morderstwa mógł dokonać ktoś z pracowników szpitala, czy też osoba która niepostrzeżenie wdarła się do budynku przy ulicy Kociej (sic!).
Twórczości Jeremiego Bożkowskiego (pseudonim literacki Bożeny Ciecierskiej-Więcko) na pewno nie trzeba przedstawiać miłośnikom kryminałów doby PRLu. Wszystkie trzy opublikowane wówczas powieści (w serii Z Jamnikiem): „Piękna kobieta w obłoku spalin”, „Zbrodnia na eksport” i „Msza za mordercę”, są bowiem doskonale znane i pamiętane w kręgu miłośników gatunku. Dlatego prawdziwą gratką jest ukazujący się właśnie tytuł „Dziękuję, wolę więzienie”. Jest to bowiem pierwsze wydanie po blisko 40 latach od powstania książki. A podstawą druku stał się maszynopis pozyskany przez wydawcę od rodziny Autorki.
Realia bardzo przaśnych, szarych i męczących lat 80. Bożkowski ukazuje w sobie charakterystycznym groteskowym świetle. Stąd dziwnie wymyślne nazwy ulic (np. Opadających Róż) i skróty myślowe: „Jadła kiedyś banana. Na początku Gierka”. Dla starszych czytelników wszystko jest tu zrozumiałe, za to młodszym może wydać się zupełnie nieczytelne. Dlatego też tym bardziej warto sięgać po książki Jeremiego Bożkowskiego, a po „najnowszą” z nich w szczególności. Starsi bowiem docenią bardziej intrygę i studium charakterów, młodsi zaś walor historyczny. Bo cóż to mogła być za czekolada za 300 zł (sic!). Nie dość, że cena dziwna, to i jeszcze kupić niełatwo. Albo co oznacza stwierdzenie: „Obie jesteśmy z chamów”. Określenie „cham” wróciło do łask i często pojawia się w tytułach rozmaitych książek historycznych – oznacza po prostu chłopa. Wszyscy my bowiem z chłopstwa się wywodzimy. Z kolei pantofle granatowe ze „zrzutów”, to zapewne tzw. odrzuty z eksportu, czyli artykuł który miał pójść za granicę, a za jakiegoś powodu (niekoniecznie oficjalnego) trafił do szczęśliwego rodzimego odbiorcy.
Wracając do śledztwa. Karbolek i Fidybus – każdy na swój sposób – badają wszelkie możliwe powiązania między ofiarą, a jej bliskimi, znajomymi i pracownikami. Pojawiają się kolejne tropy i coraz to inne hipotezy. Sposobność uśmiercenia Zdziśka miał lekarz Kmita, kilka pielęgniarek, może ktoś ze współpacjentów, ale równie dobrze żona Halina, a nawet jej siostra. A zatem kto i dlaczego? Żeby odpowiedzieć na to zasadnicze pytanie trzeba nieźle „zakombinować”, jak to pięknie ujął Jeremi Bożkowski.

AGNIESZKA POLANOWSKA (zebynieprzepadlo.blogspot.com):
Do warszawskiego szpitala trafia z podejrzeniem zawału wpływowy urzędnik Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Po kilku dniach mężczyzna zostaje zamordowany. Śledztwo w tej sprawie prowadzą porucznik Karbolek i sierżant Fidybus. Wśród podejrzanych znajduje się między innymi młoda, piękna żona zmarłego, jej zawistna siostra oraz pracownicy szpitala z przystojnym lekarzem na czele. Niewykluczone też, że w grę wchodzi ktoś z licznych „służbowych” wrogów ofiary. Sprawę komplikuje specyfika szpitalnego mikroświata, w którym milicjanci muszą nauczyć się poruszać. Klimat noweli jest poważniejszy, „cięższy” niż chociażby w „Mszy za mordercę”. Zwracają uwagę pogłębione portrety psychologiczne niektórych postaci.
(Wykorzystano powyżej fragmenty recenzji „Ostatnie śledztwo sierżanta Fidybusa”)

ANNA LISOWSKA:
Było to dawno temu, w czasach kiedy oficjalnie nie było zwyczajnej Polski, tylko PRL. Kiedy sklepy były pełne dziadostwa – a po to dziadostwo kolejki były przeogromne. Na tle szaroburej rzeczywistości dopadłam wtedy książki Jeremiego Bożkowskiego: „Zbrodnia na eksport”, ,”Piękna kobieta w obłoku spalin”, „ Msza za mordercę” i wpadłam, zachwycona wykreowanymi przez Autora postaciami – podporucznika Karbolka i sierżanta Fidybusa. Co ja się wtedy naszukałam, naszperałam, nazawracałam głowy znajomym: kto to jest Jeremi Bożkowski? A Internetu wtedy nie było. Teraz już wszystko jasne – Autorką jest pani Bożena Ciecierska-Więcko i niestety już więcej niczego nie napisze. Wydawnictwo Estymator postanowiło wydać wszystkie jej pozycje w formie e-booków a jako wisienkę na torcie dołożyło, nigdzie dotąd nie publikowaną książkę Autorki – „Dziękuję, wolę więzienie”.
Lata osiemdziesiąte, ustrój (jedynie słuszny) mocno kuleje, ale dycha. Biedni są biedni, zamożni bogacą się zwykle na przekrętach, firmy polonijne zaczynają funkcjonować, ale posada w Handlu Zagranicznym to jak chwyt Pana Boga za nogi – możliwości ogromne i prestiż wśród znajomych, że ho ho. Halina Śląska ma szczęście; jest żoną Zdzisława, który to Zdzisław właśnie w HZ pracuje. Właściwie tyra na podrzędnym stanowisku, ale może wyjeżdżać za granicę, żeby wykonać na boku kilka machlojek i dorobić. Ot, żeby żonie starczyło na zakupy w PEWEX-ie. Po jednym z wielu przyjęć, obficie zakrapianych – organizm Zdzisława odmawia posłuszeństwa i wyżej wymieniony ląduję w szpitalu ze stanem przedzawałowym. Samo życie. Halinie wali się świat – a właściwie światek – dostatni, wolny od trosk, jak przeżyć od pierwszego do pierwszego. Mąż leżący na korytarzu zamiast na Erce [teraz to się nazywa SOR], skandal. On ma żyć, zarabiać i ją, Halinę wielbić. Zaczyna działać w jedyny, znany sobie sposób: „pan nie wie, kim jest mój mąż” i „trzeba dać”. Doktor Kmita nie bierze – chyba jedyny w szpitalu – ale pacjenci go uwielbiają, bo nie tylko leczy, ale traktuje ich jak ludzi a nie jednostki chorobowe. Wezwana (ku pokrzepieniu i wsparciu Haliny) jej siostra Marta, przybywa z radością, by pomieszkać w komforcie. Siostry nie przepadają za sobą, ale nieszczęście jednoczy. I wtedy dostają wiadomość telefoniczną, że Zdzisław nie żyje – został zamordowany.
Do akcji wkracza duet: porucznik Karbolek i sierżant Fidybus. Pierwszy regulaminowy do bólu, czyli typowy milicyjny tłuk z klapkami na oczętach i wieczny sierżant w koszuli w kratę, z długimi włosami i sumiastymi wąsami. U mnie Fidybus ma twarz Kobuszewskiego (plus wąsy) – wysoki na twarzy, pociągłego wzrostu. Śledztwo rusza. Podejrzanych nie brakuje, tylko z motywem gorzej. Kto wypowiada kwestię tytułową? Więcej nie powiem. Tradycyjne spory między Karbolkiem i Fidybusem, mistrzowsko ukazane realia lat osiemdziesiątych. Szpitalne realia: pacjenci, lekarze, pielęgniarki, salowe, młodzież zbierająca punkty na studia, ordynator z dużą torbą na wyrazy wdzięczności. Tak to wyglądało, mniej więcej. Trzeba przeczytać. Podróż sentymentalna? A niech Pan Bóg broni! Ku przestrodze raczej.

Jeremi Bożkowski to pseudonim literacki Bożeny Ciecierskiej-Więcko (1935–1986).

Projekt okładki: Olga Bołdok

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Intrygujący, drapieżny kryminał, a zarazem świetnie napisana powieść psychologiczna. Jego akcja toczy się w latach 80-tych XX wieku, które przedstawione są bez retuszu i na serio. W przeciwieństwie do innych książek tego autora, nie jest to lektura lekka i zabawna – tym razem uderzył on w ton poważniejszy. Jedna rzecz się nie zmienia – gdy na kartach powieści pojawi się trup, do akcji wkroczy milicyjny duet: sierżant Fidybus i porucznik Karbolek. Jednak w tej powieści nie zawsze są oni przyjaźni i dobroduszni – potrafią być również bezwzględni. Sprawa jest nietypowa, bowiem miejscem zbrodni jest szpital.

Książka ta została ukończona w roku 1985 jednak nie została od razu wydana – tak jak inne kryminały Jeremiego Bożkowskiego – ale ukazuje się dopiero teraz, czyli w roku 2021.
Były plany, aby powieść ta została przeniesiona na ekran, o czym świadczy jej maszynopis, który znajduje się w zbiorach Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego, gdyż na jego pierwszej stronie widnieje potwierdzenie złożenia go w Zespole Filmowym „Iluzjon”.

GRZEGORZ CIELECKI:
Karbolek i Fidybus po raz czwarty.
Impreza była ostra. Dość powiedzieć, że Zdzisiek Śląski, chłop w sile wieku, ulokowany wysoko w handlu zagranicznym, poczuł się źle i szybko wylądował w szpitalu, gdzie stwierdzono zawał. Kilka dni później zmarł, ale okazało się, że nie była to śmierć naturalna, tylko najpewniej ktoś Zdzicha udusił. Taki mamy punkt wyjścia w czwartej powieści kryminalnej Jeremiego Bożkowskiego „Dziękuje, wolę więzienie”.
W tym miejscu na scenie pojawia się dwóch milicjantów – sierżant Fidybus i porucznik Karbolek. Ci funkcjonariusze to jak awers i rewers rodzimych organów ścigania z późnego PRLu. Fidybus działa nieco nieoficjalnie, ale ma wyczulone wszystkie zmysły, zna ludzką duszę jak mało kto. Z kolei porucznik Karbolek, to oficer prawy i zdyscyplinowany, działający według narzuconych reguł. Panowie pochodzą z dwóch różnych światów i może nie do końca się lubią, ale za to znakomicie uzupełniają. Śledztwo jest skomplikowane. Nie ma bowiem pewności, czy morderstwa mógł dokonać ktoś z pracowników szpitala, czy też osoba która niepostrzeżenie wdarła się do budynku przy ulicy Kociej (sic!).
Twórczości Jeremiego Bożkowskiego (pseudonim literacki Bożeny Ciecierskiej-Więcko) na pewno nie trzeba przedstawiać miłośnikom kryminałów doby PRLu. Wszystkie trzy opublikowane wówczas powieści (w serii Z Jamnikiem): „Piękna kobieta w obłoku spalin”, „Zbrodnia na eksport” i „Msza za mordercę”, są bowiem doskonale znane i pamiętane w kręgu miłośników gatunku. Dlatego prawdziwą gratką jest ukazujący się właśnie tytuł „Dziękuję, wolę więzienie”. Jest to bowiem pierwsze wydanie po blisko 40 latach od powstania książki. A podstawą druku stał się maszynopis pozyskany przez wydawcę od rodziny Autorki.
Realia bardzo przaśnych, szarych i męczących lat 80. Bożkowski ukazuje w sobie charakterystycznym groteskowym świetle. Stąd dziwnie wymyślne nazwy ulic (np. Opadających Róż) i skróty myślowe: „Jadła kiedyś banana. Na początku Gierka”. Dla starszych czytelników wszystko jest tu zrozumiałe, za to młodszym może wydać się zupełnie nieczytelne. Dlatego też tym bardziej warto sięgać po książki Jeremiego Bożkowskiego, a po „najnowszą” z nich w szczególności. Starsi bowiem docenią bardziej intrygę i studium charakterów, młodsi zaś walor historyczny. Bo cóż to mogła być za czekolada za 300 zł (sic!). Nie dość, że cena dziwna, to i jeszcze kupić niełatwo. Albo co oznacza stwierdzenie: „Obie jesteśmy z chamów”. Określenie „cham” wróciło do łask i często pojawia się w tytułach rozmaitych książek historycznych – oznacza po prostu chłopa. Wszyscy my bowiem z chłopstwa się wywodzimy. Z kolei pantofle granatowe ze „zrzutów”, to zapewne tzw. odrzuty z eksportu, czyli artykuł który miał pójść za granicę, a za jakiegoś powodu (niekoniecznie oficjalnego) trafił do szczęśliwego rodzimego odbiorcy.
Wracając do śledztwa. Karbolek i Fidybus – każdy na swój sposób – badają wszelkie możliwe powiązania między ofiarą, a jej bliskimi, znajomymi i pracownikami. Pojawiają się kolejne tropy i coraz to inne hipotezy. Sposobność uśmiercenia Zdziśka miał lekarz Kmita, kilka pielęgniarek, może ktoś ze współpacjentów, ale równie dobrze żona Halina, a nawet jej siostra. A zatem kto i dlaczego? Żeby odpowiedzieć na to zasadnicze pytanie trzeba nieźle „zakombinować”, jak to pięknie ujął Jeremi Bożkowski.

AGNIESZKA POLANOWSKA (zebynieprzepadlo.blogspot.com):
Do warszawskiego szpitala trafia z podejrzeniem zawału wpływowy urzędnik Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Po kilku dniach mężczyzna zostaje zamordowany. Śledztwo w tej sprawie prowadzą porucznik Karbolek i sierżant Fidybus. Wśród podejrzanych znajduje się między innymi młoda, piękna żona zmarłego, jej zawistna siostra oraz pracownicy szpitala z przystojnym lekarzem na czele. Niewykluczone też, że w grę wchodzi ktoś z licznych „służbowych” wrogów ofiary. Sprawę komplikuje specyfika szpitalnego mikroświata, w którym milicjanci muszą nauczyć się poruszać. Klimat noweli jest poważniejszy, „cięższy” niż chociażby w „Mszy za mordercę”. Zwracają uwagę pogłębione portrety psychologiczne niektórych postaci.
(Wykorzystano powyżej fragmenty recenzji „Ostatnie śledztwo sierżanta Fidybusa”)

ANNA LISOWSKA:
Było to dawno temu, w czasach kiedy oficjalnie nie było zwyczajnej Polski, tylko PRL. Kiedy sklepy były pełne dziadostwa – a po to dziadostwo kolejki były przeogromne. Na tle szaroburej rzeczywistości dopadłam wtedy książki Jeremiego Bożkowskiego: „Zbrodnia na eksport”, ,”Piękna kobieta w obłoku spalin”, „ Msza za mordercę” i wpadłam, zachwycona wykreowanymi przez Autora postaciami – podporucznika Karbolka i sierżanta Fidybusa. Co ja się wtedy naszukałam, naszperałam, nazawracałam głowy znajomym: kto to jest Jeremi Bożkowski? A Internetu wtedy nie było. Teraz już wszystko jasne – Autorką jest pani Bożena Ciecierska-Więcko i niestety już więcej niczego nie napisze. Wydawnictwo Estymator postanowiło wydać wszystkie jej pozycje w formie e-booków a jako wisienkę na torcie dołożyło, nigdzie dotąd nie publikowaną książkę Autorki – „Dziękuję, wolę więzienie”.
Lata osiemdziesiąte, ustrój (jedynie słuszny) mocno kuleje, ale dycha. Biedni są biedni, zamożni bogacą się zwykle na przekrętach, firmy polonijne zaczynają funkcjonować, ale posada w Handlu Zagranicznym to jak chwyt Pana Boga za nogi – możliwości ogromne i prestiż wśród znajomych, że ho ho. Halina Śląska ma szczęście; jest żoną Zdzisława, który to Zdzisław właśnie w HZ pracuje. Właściwie tyra na podrzędnym stanowisku, ale może wyjeżdżać za granicę, żeby wykonać na boku kilka machlojek i dorobić. Ot, żeby żonie starczyło na zakupy w PEWEX-ie. Po jednym z wielu przyjęć, obficie zakrapianych – organizm Zdzisława odmawia posłuszeństwa i wyżej wymieniony ląduję w szpitalu ze stanem przedzawałowym. Samo życie. Halinie wali się świat – a właściwie światek – dostatni, wolny od trosk, jak przeżyć od pierwszego do pierwszego. Mąż leżący na korytarzu zamiast na Erce [teraz to się nazywa SOR], skandal. On ma żyć, zarabiać i ją, Halinę wielbić. Zaczyna działać w jedyny, znany sobie sposób: „pan nie wie, kim jest mój mąż” i „trzeba dać”. Doktor Kmita nie bierze – chyba jedyny w szpitalu – ale pacjenci go uwielbiają, bo nie tylko leczy, ale traktuje ich jak ludzi a nie jednostki chorobowe. Wezwana (ku pokrzepieniu i wsparciu Haliny) jej siostra Marta, przybywa z radością, by pomieszkać w komforcie. Siostry nie przepadają za sobą, ale nieszczęście jednoczy. I wtedy dostają wiadomość telefoniczną, że Zdzisław nie żyje – został zamordowany.
Do akcji wkracza duet: porucznik Karbolek i sierżant Fidybus. Pierwszy regulaminowy do bólu, czyli typowy milicyjny tłuk z klapkami na oczętach i wieczny sierżant w koszuli w kratę, z długimi włosami i sumiastymi wąsami. U mnie Fidybus ma twarz Kobuszewskiego (plus wąsy) – wysoki na twarzy, pociągłego wzrostu. Śledztwo rusza. Podejrzanych nie brakuje, tylko z motywem gorzej. Kto wypowiada kwestię tytułową? Więcej nie powiem. Tradycyjne spory między Karbolkiem i Fidybusem, mistrzowsko ukazane realia lat osiemdziesiątych. Szpitalne realia: pacjenci, lekarze, pielęgniarki, salowe, młodzież zbierająca punkty na studia, ordynator z dużą torbą na wyrazy wdzięczności. Tak to wyglądało, mniej więcej. Trzeba przeczytać. Podróż sentymentalna? A niech Pan Bóg broni! Ku przestrodze raczej.

Jeremi Bożkowski to pseudonim literacki Bożeny Ciecierskiej-Więcko (1935–1986).

Projekt okładki: Olga Bołdok

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Poród naturalny / Katarzyna Oleś. - [miejsce nieznane] : Natuli : Legimi, 2018.
Forma i typ

Poród naturalny - ebook

Poród naturalny to książka która pozwala zrozumieć to, jak rodzi się dziecko i co dzieje się z ciałem kobiety w trakcie porodu. Umożliwia świadome przygotowanie siebie, partnera oraz środowiska, w którym będziesz rodzić.

Dlaczego ta książka jest ważna?

Ponieważ buduje zaufanie do siebie i swojego ciała oraz naturalnego procesu narodzin. Autorka wyjaśnia:

  • jak przebiegają kolejne etapy porodu (sterowane naturalnymi mechanizmami fizjologicznymi matki i dziecka),
  • jak realnie wpływać na przebieg porodu,
  • kiedy i kogo prosić o wsparcie,
  • dlaczego świadome przygotowanie do porodu jest ważne!

Dlaczego ta książka jest pomocna?

  • Ponieważ wzmacnia w przekonaniu, że mamy wpływ na to, jak przyjdzie na świat nasze dziecko! Że w zmedykalizowanym świecie współczesnego porodu jest miejsce dla narodzin zgodnych z potrzebami matki, w szacunku dla niej i rodzącego się dziecka.

Katarzyna Oleś — niezależna położna, która od prawie 30 lat wspiera kobiety w procesie narodzin ich dzieci, przyjmując także porody domowe. Jest współzałożycielką i długoletnią prezeską Stowarzyszenia „Dobrze Urodzeni”. Wierzy, że sposób, w jaki rodzą się ludzie, wpływa na losy świata.

Spis treści

Spis treści:

Wstęp

1. Czym jest poród naturalny?

2. Poród to ciąg logicznych, następujących po sobie wydarzeń

Żyjemy pod dyktando hormonów
Wiedza o roli hormonów i fizjologicznym przebiegu porodu
Świadome przygotowanie do porodu

3. Hormony w porodzie

Oksytocyna
Endorfina
Adrenalina
Prolaktyna

4. Procesem narodzin kieruje mózg

Allocortex i neocortex
Umiejętność rodzenia mamy zakodowaną w genach
Zaufanie do naturalnego procesu porodu

5. Kanał rodny i dziecko – przed wyruszeniem człowieka na świat

Kanał rodny
- Miednica kostna
- Macica
- Pochwa
- Więzadła
W macicy – płód i popłód
- Dziecko
- Popłód

6. Skąd wiadomo, że zaczyna się poród?

Termin porodu
Oznaki zbliżającego się porodu
- Poród się zbliża
- Poród prawdopodobnie w ciągu najbliższych 48 godz.
Zaczyna się poród
Ramy porodu
- Podział etapów porodu
- Poród aktywny
- Pozycje porodowe

7. Narodziny – cztery fazy porodu naturalnego

I okres porodu
- Faza utajona, czyli wolnego rozwierania
- Faza aktywna, czyli szybkiego rozwierania
Faza przejściowa, czyli przełom
II okres porodu
- Faza bierna
- Faza aktywna
III okres porodu
IV okres porodu
Poród w wodzie i poród błyskawiczny

8. Narodziny z perspektywy dziecka

Dziecko w czasie porodu
Wygląd noworodka
Korzyści dla dziecka z porodu naturalnego
Dziecko po przyjściu na świat
Zabiegi okołoporodowe
- Odpępnienie
- Kontakt skóra do skóry
- Pierwsze karmienie
- Badania
- Maź płodowa, czyli cudowny krem
Przystosowanie noworodka – stany przejściowe

9. Ból w porodzie

Wartość bólu porodowego
Postawa wobec bólu
Co wpływa na odczuwanie bólu?
Metody łagodzące ból
Ból w porodzie – ważny proces dawania życia

10. Oddech w porodzie

Świadomy oddech podczas porodu
Ćwiczenia oddechowe

11. Jedzenie podczas porodu

12. Najczęstsze interwencje medyczne

Nacięcie krocza (epizjotomia)
- Masaż krocza w ciąży
Indukcja porodu

13. Położna i inni towarzysze porodu

Położna
- Jak szukać swojej położnej i jak zorganizować współpracę?
Towarzysze porodu
- Ojcowie przy porodzie
- Kobiety wspierające w porodzie
- Doula
- Lekarz ginekolog-położnik

14. Rodzi się matka

Poród jako brama do kolejnego etapu życia
Otwartość na zmianę
Plan B
Odpowiedzialność

Zakończenie

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp
Wcale nie marzyłam od dziecka, żeby zostać położną, a szkoda, bo gdyby tak było, miałabym teraz pierwsze zdanie wstępu jak znalazł. Za to od zawsze intrygowała mnie i ciekawiła natura, fascynowałam się jej skomplikowanym ładem i pięknem. Kiedy – trochę przez przypadek – zaczęłam uczyć się położnictwa, nie dostrzegałam związków między ciążą, porodem, macierzyństwem a światem przyrody. Potem, podczas wielu lat pracy zawodowej, zrozumiałam, że poród fizjologiczny jest czymś bardzo bliskim naturze, nawet jeśli na co dzień nie myślimy o nim w ten sposób.
Poród podlega odwiecznym prawom ukształtowanym w imię naszego sukcesu reprodukcyjnego. Jest złożonym, wielowarstwowym procesem nie tylko angażującym ciało matki, ale i sięgającym znacznie głębiej – do jej serca i duszy. Aktem będącym jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu rodzącego się człowieka, lecz również oddziałującym na całe otoczenie, budzącym skrajne emocje i duchowe uniesienia. Wpływającym na to, co będzie się działo jeszcze długo, długo po jego zakończeniu. Mającym znaczenie dla kręgu rodzinnego, przyjaciół, społeczności, a w końcu – całego świata. Może brzmi to wzniośle, ale jest prawdziwe, przecież wszyscy się urodziliśmy, część z nas rodziła lub towarzyszyła porodowi – to doświadczenie jest uniwersalne.
Praktykując naturalne położnictwo, perspektywę medyczną zmieniłam na dużo szersze spojrzenie ekologiczne^(). Nauczyłam się tego dzięki zaufaniu kobiet – w tym także moich córek – które zaprosiły mnie do udziału w narodzinach swoich dzieci i które pozwoliły mi odkryć złożoność i sens naturalnego porodu. Mam dług wdzięczności wobec moich nauczycielek-rodzących i dzieląc się swoją praktyczną wiedzą, ale też przemyśleniami i emocjami – chcę podziękować za to, czego doświadczyłam.
------------------------------------------------------------------------
^() Ekologia najogólniej jest nauką o porządku i nieporządku w przyrodzie oraz o konsekwencjach wynikających z tego porządku i nieporządku dla istnienia biosfery i człowieka; https://pl.wikipedia.org/wiki/Ekologia (data dostępu: 27.04.2018).1
Czym jest poród naturalny
„Poród naturalny” – wpisanie w przeglądarkę internetową tego hasła może dostarczyć sporo wrażeń. Są tam: linki do filmów z porodów bez asysty na zielonej łące, porody ze znieczuleniem na szpitalnej sali porodowej, zestawy „obowiązkowych” ćwiczeń na czas rodzenia, dyskusje na forach o bólu jako najważniejszym wyróżniku porodu naturalnego... Naprawdę łatwo poczuć się zagubionym wobec takiej ilości – nierzadko sprzecznych – informacji.
Często także rozmowa z doświadczonymi znajomymi czy rodziną niewiele wyjaśnia. Nie powinno więc dziwić, że wielu rodziców rezygnuje ze zgłębiania tematu, wierząc, że wystarczy z ufnością oddać się pod opiekę profesjonalistów po uprzednim poinformowaniu ich o swoich oczekiwaniach. A jednak to, co wydaje się prostym rozwiązaniem, w rzeczywistości wcale nim nie jest, trzeba bowiem na początku jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: „Czym jest poród naturalny?”. Odpowiedź wbrew pozorom nie jest oczywista, ponieważ w praktyce wymiennie używa się różnych określeń porodu naturalnego; słyszymy o porodzie prawidłowym, fizjologicznym, drogami natury, siłami natury. Za każdą z nazw stoi inna definicja.
Na przykład można dowiedzieć się, że:
- „Poród prawidłowy to szereg kolejno po sobie następujących procesów, które powodują wydalenie z macicy wszystkich elementów jaja płodowego, tj. płodu, płynu owodniowego i popłodu”^().
Lub:
- „Poród fizjologiczny – spontaniczny poród niskiego ryzyka od momentu rozpoczęcia i utrzymujący taki stopień ryzyka przez cały czas trwania porodu, w wyniku którego noworodek rodzi się z położenia główkowego, pomiędzy ukończonym 37. a 42. tygodniem ciąży, i po którym matka i noworodek są w dobrym stanie”^().
Albo:
- „Poród naturalny to poród fizjologiczny w pozycji naturalnej oraz w warunkach możliwie naturalnych, głównie w poczuciu samej rodzącej”^().
W języku położnych – częściowo podchwytywanym przez autorów różnych publikacji – o „porodzie siłami natury” mówimy wtedy, kiedy cały proces rodzenia się dziecka przebiega zgodnie z tym, jak natura zaplanowała akt porodowy, bez ingerencji z zewnątrz. Z kolei „poród drogami natury” oznacza urodzenie się dziecka kanałem rodnym, a nie operacyjnie. Jednak słysząc takie określenie, nie wiemy nic o tym, czy poród był wspomagany, a jeśli tak, to w jaki sposób. Wobec mnogości niuansów osobie niemającej na co dzień kontaktu z położnictwem trudno jest zrozumieć informacje, z którymi może się zetknąć, a to dodatkowy element budzący niepokój i powodujący zależność od profesjonalistów.
Celem tej książki jest przedstawienie obrazu naturalnego porodu w taki sposób, żeby czytelnik wiedział, co dzieje się z rodzącą kobietą, rodzącym się dzieckiem oraz jaka jest rola osób im towarzyszących. Publikacja ma pomóc w stworzeniu indywidualnego planu porodu i w ten sposób dać możliwość znalezienia profesjonalistów, którzy widzą ten proces podobnie i są gotowi go wesprzeć. I wreszcie – ma przedstawić praktyczną wiedzę o tym, co robić, kiedy rodzi się dziecko.
Na potrzeby tej publikacji przyjmujemy, że poród naturalny to poród:
- zdrowej kobiety rodzącej zdrowe dziecko,
- rozpoczynający się samoistnie o czasie (po ukończeniu 37 tygodnia ciąży, a przed ukończeniem 42 tygodnia),
- przebiegający z poszanowaniem fizjologicznych procesów,
- bez interwencji medycznych (lub z minimalną ich liczbą),
- z aktywnym udziałem rodzącej,
- z wykorzystaniem naturalnych zasobów mamy i dziecka,
- dopasowany do indywidualnych potrzeb rodzącej.
Największe szanse na doświadczenie naturalnego porodu mają rodzice, którzy widzą narodziny jako ciąg logicznych, połączonych ze sobą wydarzeń i wiedzą, jaki wpływ mogą mieć na ten proces. Są świadomi – także tego, że nawet najlepsze przygotowanie się do porodu, wzięcie za niego odpowiedzialności i uzyskanie fachowego wsparcia nie daje gwarancji, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Bo to, jak rodzi się człowiek, to nie tylko wydarzenie medyczne, ale także misterium.
------------------------------------------------------------------------
^() G.H. Bręborowicz, Położnictwo i ginekologia, Warszawa 2008, s. 336.
^() Tak zwane standardy opieki okołoporodowej, załącznik do rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 20 września 2012 r. w sprawie standardów postępowania medycznego przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu opieki okołoporodowej sprawowanej nad kobietą w okresie fizjologicznej ciąży, fizjologicznego porodu, połogu oraz opieki nad noworodkiem (Dz.U. 2012, poz. 1100).
^() I. Chołuj, Urodzić razem i naturalnie, Mszczonów 2008, s. 57.2
Poród to ciąg logicznych, następujących po sobie wydarzeń
Poród często przedstawiany jest jako wielka niewiadoma. W opowieściach o nim przewija się zdanie: „Wszystko może się zdarzyć”. Trudno się z tym nie zgodzić, jeśli spojrzymy na rodzenie w szerokiej perspektywie, jako na element ludzkiego życia – przecież nikt z nas nie może przewidzieć choćby tego, co stanie się w ciągu najbliższej godziny. Jednak jest jeszcze inny punkt widzenia – zrozumienie mechanizmów rządzących różnymi obszarami rzeczywistości. Taka wiedza pozwala nabyć potrzebne umiejętności i dokonywać korzystnych wyborów, a to zmniejsza obawy i buduje poczucie kontroli. Właśnie dlatego proponuję spojrzenie na narodziny jako na proces, który można zrozumieć, bo ma swój porządek, reguły i logiczne następstwo zdarzeń.
Pamiętam, jak kiedyś poproszono mnie o wypowiedź o porodzie. Szczegółowy temat miałam wybrać sama, zaproponowałam więc swój ulubiony – hormony. I usłyszałam: „Oj, ale to takie mało seksowne...”. Do dziś uśmiecham się, kiedy przypominam sobie tę sytuację, bo według mnie nie ma niczego, co byłoby bardziej seksowne – zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
ŻYJEMY POD DYKTANDO HORMONÓW
Hormony zawiadują całym życiem seksualnym człowieka, czyli wszystkim, co rozumiemy jako naszą płciowość. Wszyscy doświadczamy ich działania, nie zawsze zdając sobie z tego sprawę. Kiedy one są w równowadze, my także jesteśmy zrównoważeni, i odwrotnie. I tak przez całe życie.
W czasie cyklu miesiączkowego, kiedy poziom poszczególnych hormonów to rośnie, to maleje, kobiety doświadczają całej palety skutków tych zmian. Szczególnie mocno reagują na sytuację, kiedy poziom hormonów jest niski.
Dojrzewanie, cykle miesięczne, owulacja, miesiączka, wzajemne pożądanie i przeżywanie uniesień seksualnych, a w końcu zapłodnienie – wszystkie te ważne wydarzenia odbywają się pod dyktando hormonów i są elementami życia płciowego. Jeśli w tym kontekście spojrzymy na ciążę, poród i połóg, to zobaczymy je jako etapy procesu, a nie oderwane od siebie wydarzenia. Żeby udało się takie spojrzenie z lotu ptaka, potrzebny jest wysiłek wzniesienia się ponad doświadczenie, jakie mamy, będąc ludźmi wychowywanymi we współczesnym świecie.
WIEDZA O ROLI HORMONÓW I FIZJOLOGICZNYM PRZEBIEGU PORODU
Cały system tzw. zachodniej medycyny dąży raczej ku specjalizacji, a to często skutkuje utratą szerszej perspektywy. Bardzo widoczne jest to właśnie w opiece okołoporodowej, kiedy kto inny zajmuje się kobietą/rodziną oczekującą dziecka, kto inny sprawuje opiekę podczas porodu i bezpośrednio po nim, a jeszcze kto inny – w połogu. Jedne osoby są specjalistami od mamy, drugie od dziecka. Powoduje to, że zaburzony jest przepływ cennych informacji dotyczących konkretnej kobiety – z jej historią, doświadczeniami i teraźniejszą sytuacją życiową. Wszystkie te elementy mają wpływ na ciążę i poród, a pominięcie ich ważnych aspektów powoduje, że trudno o zaspokojenie indywidualnych oczekiwań i potrzeb rodzącej.
Efektem ubocznym – a może nawet podstawowym – jest też to, że kobiety przeżywające oczekiwanie na dziecko nie dostają znikąd klucza do wiedzy o tym, że poród jest logiczny, że jedno wynika w nim z drugiego i że często to one same mogą zrozumieć te zależności i wpłynąć na przebieg całego procesu. Takim kluczem może być wiedza o roli hormonów i fizjologicznym przebiegu porodu.
Oczywiście można także urodzić dziecko, jeśli opieka okołoporodowa nie jest skrojona na miarę, jednak temat naszych rozważań to poród naturalny, którego jedną z najważniejszych cech jest jak najpełniejsze wykorzystanie możliwości i predyspozycji rodzącej.
ŚWIADOME PRZYGOTOWANIE DO PORODU
Przypomnijmy sobie ślub i wesele. Zapewne większość z nas uczestniczyła w tych wydarzeniach, jeśli nie jako para młoda, to jako goście. Różne bywają te uroczystości: huczne i kameralne, w kościele lub w plenerze – możliwości tyle, ile par. Większość ślubów łączy jednak to, że są przygotowane i zaplanowane. Kiedy jednak pojawia się temat przygotowywania się do porodu i włożenia wysiłku w to, żeby dotrzeć do własnych potrzeb, nieodmiennie przychodzi zmierzyć się z opinią: „Tyle kobiet już urodziło, to i ja urodzę bez specjalnych przygotowań”.
Jaka jest różnica między ślubem a porodem? Przecież obiektywnie rzecz biorąc, jedno i drugie jest znaczącym życiowym wydarzeniem.
Przerwanie ciągłości międzypokoleniowej
To prawda, że dawniej kobiety nie przygotowywały się do porodu w specjalny sposób, a jednak wiedziały, co je czeka. W wielopokoleniowych społecznościach młode kobiety wtajemniczane były w sprawy macierzyństwa przez te, które miały już potomstwo, mogły uczestniczyć – często wielokrotnie – w akcie narodzin, opiekowały się małymi dziećmi i położnicami. Świeżo upieczone matki mogły w każdej chwili liczyć na pomoc doświadczonych kobiet ze społeczności, której były częścią. Ta ciągłość została przerwana; dziś rzadko żyjemy w wielopokoleniowych rodzinach, a porody odbywają się na szpitalnej sali porodowej z fachową pomocą.
Jak znaleźć najlepszy dla siebie sposób przygotowania do porodu i zidentyfikować swoje indywidualne potrzeby
Dla większości z nas nie jest oczywiste myślenie o sobie – swoim ciele i psychice – w kontekście ciąży i porodu. Dlatego dobrze jest przygotować się do narodzin. Współczesna opieka okołoporodowa oferuje kobietom oczekującym dziecka wiele możliwości: szkoły rodzenia, indywidualną opiekę położnej czy lekarza, ćwiczenia fitness na sali i na basenie, jogę, naukę autohipnozy, medytacje, kręgi kobiet. Do tego jeszcze całe bogactwo informacji w sieci, czasopisma, książki, filmy. Wybór jest naprawdę duży.
Jakie pytania warto sobie zadać, będąc w ciąży:
- Czy jesteś pewna, że chcesz urodzić i karmić naturalnie? Czego potrzebujesz, żeby podjąć decyzję?
- Czy masz konkretne, praktyczne wiadomości na temat fizjologicznego przebiegu ciąży, porodu i połogu?
- Czy masz aktualne informacje dotyczące karmienia naturalnego?
- Czy znasz zasady odżywiania się i suplementacji w ciąży, po porodzie i podczas karmienia?
- Czy wiesz, gdzie szukać wiarygodnych informacji dotyczących ciąży, porodu, połogu i karmienia?
- Czy wiesz, co powinno cię skłonić do zasięgnięcia fachowej porady w ciąży, w połogu i podczas karmienia?
- Czy potrafisz wyobrazić sobie swój idealny poród?
- Czy chcesz, żeby ktoś towarzyszył ci podczas porodu?
- Czy wybrana osoba czuje się gotowa i przygotowana do pełnienia tej funkcji?
- Czy wiesz, gdzie mogłabyś urodzić tak, jak sobie wymarzyłaś?
- Czy jesteś gotowa poświęcić czas i energię na znalezienie odpowiedniego miejsca porodu?
- Czy jesteś gotowa zaakceptować konieczność zmiany planów porodowych?
- Czy jest coś, co budzi twój szczególny niepokój, kiedy myślisz o ciąży, rodzeniu, byciu mamą?
- Czy masz jakieś specyficzne uwarunkowania fizyczne mogące wpłynąć na przebieg porodu?
- Czy umiesz odczytać sygnały płynące z ciała, np. nadmierne napięcie mięśni?
- Czy potrafisz aktywnie zareagować na te sygnały, np. przyjąć korzystną pozycję ciała?
- Czy znasz naturalne techniki radzenia sobie z bólem?
- Czy masz grupę wsparcia, osoby, z którymi możesz rozmawiać otwarcie i liczyć na ich pomoc?
- Czy wiesz, co daje ci poczucie bezpieczeństwa?
- Czy wiesz, co wpływa na ciebie relaksująco, pozwala się odprężyć, sprawia ci przyjemność?
- Czy jesteś gotowa skorzystać z oferowanej ci pomocy? Czy umiesz o nią poprosić?
- Czy ufasz lekarzowi/położnej opiekującym się tobą w ciąży?
- Czy chcesz wybrać osobę, która będzie sprawowała profesjonalną opiekę nad porodem (położną, doulę, lekarza)?
- Czy wiesz, kto jest twoją położną środowiskowo-rodzinną, i czy ją poznałaś?
- Czy wiesz, jakie są aktualne prawa pacjenta i inne ważne uregulowania prawne dotyczące porodu?
Lista pytań jest długa, a ich ciężar gatunkowy – niemały. Na szczęście ciąża trwa 9 miesięcy, jest więc czas na znalezienie odpowiedzi, przynajmniej niektórych. Można na początek wybrać np. 5 najbardziej poruszających pytań i poszukać na nie odpowiedzi – także w następnych rozdziałach tej książki.
Jeśli kobieta jest przekonana, że nie ma potrzeby specjalnie myśleć o rodzeniu, bo „jakoś to będzie”, to zawsze warto rozważyć, czy nie jest to rodzaj zasłony dymnej, nie do końca świadoma próba uniknięcia zmierzenia się z wyobrażeniem porodu, które z jakichś względów jest trudne do zaakceptowania. A jeśli tak właśnie jest, to dobrze znaleźć kogoś, z kim można otwarcie porozmawiać na ten temat. Czasem wystarczy rozmowa z przyjaciółką, ale bywa, że potrzeba wsparcia fachowca. Na pewno nie warto stosować strategii ucieczki, bo dolegliwe lęki w czasie porodu uniemożliwiają płynny przebieg akcji porodowej. Na szczęście możemy także liczyć na to wszystko, czego zwykle sobie nie uświadamiamy, a co wie o rodzeniu nasze ciało. Trzeba mu tylko pozwolić wykonać tę pracę.
Świadome przygotowanie się do porodu ma jeszcze jeden aspekt – uruchamia się wtedy znany wszystkim managerom proces: zaangażowanie w pracę nad projektem skutkuje wzrostem motywacji.
Świadome przygotowanie do narodzin pozwala zrozumieć siebie, poznać naturę porodu i zaufać jej, a dzięki temu możliwe jest zrealizowanie najlepszego scenariusza: przed porodem – myślę, w czasie porodu – rodzę.
Indywidualne podejście w ciąży oznacza:
- uświadomienie i poznanie potrzeb kobiety i jej bliskich,
- adekwatne przygotowanie matki, osób towarzyszących i najbliższego otoczenia,
- możliwość dostosowania do oczekiwań sposobu i miejsca rodzenia.
Dzięki temu zwiększają się szanse na:
- poczucie bezpieczeństwa i komfortu rodzącej,
- prawidłowe wydzielanie hormonów,
- wykorzystanie możliwości i umiejętności rodzącej,
a w efekcie na poród naturalny.3
Hormony w porodzie
Sporo mówi się o roli hormonów w okresie okołoporodowym, nierzadko używając wyrażeń, które z biegiem czasu stają się częścią codziennego języka. „Koktajl hormonalny” czy „oksytocyna – hormon miłości” to przykłady tej tendencji. Warto jednak pójść krok dalej i dowiedzieć się więcej o tym, co wpływa na wydzielanie hormonów i jaka jest ich konkretna rola. Ta opowieść nie tylko jest ciekawa i pozwala pomyśleć o rodzeniu jako o logicznym ciągu wydarzeń, ale też daje możliwość poddania się z większą ufnością naturalnemu procesowi rodzenia.
OKSYTOCYNA
Oksytocyna to neuropeptyd, hormon przysadki mózgowej. Kojarzony jest głównie z porodem, podczas którego odgrywa zasadniczą rolę: powoduje rytmiczne kurczenie się macicy i stopniowe rozwieranie się szyjki macicy, przesuwanie się dziecka w kanale rodnym, a w końcu jego urodzenie się.
Oksytocyna nie pojawia się jednak w ludzkim organizmie tylko podczas porodu. Jest też odpowiedzialna za satysfakcjonujące przeżywanie aktu seksualnego – i to nie tylko u kobiety, ale u obydwojga partnerów. Jej wysoki poziom pozwala przeżyć orgazm, wywołując kurczenie się macicy i pochwy oraz wyrzut nasienia. Jak wszyscy – mam nadzieję! – wiemy, efektem upojnych chwil bywa poczęcie. Rola oksytocyny wcale wtedy nie maleje.
Rola oksytocyny w ciąży
Skurcze w ciąży?! Ależ tak! W fizjologicznej ciąży są nie tylko normalne, ale i potrzebne. Macica w ciąży rośnie, zwiększając wielokrotnie swoją wagę – od ok. 70 gramów i pojemności kilku mililitrów do kilograma i pojemności 5 litrów. To jasne, że przy tak dużym przyroście włókien mięśniowych konieczny jest ich trening, zanim będą intensywnie pracować. Właśnie dlatego w ciąży pojawiają się skurcze.
Ilość oksytocyny, która je wywołuje, kontrolowana jest przez organizm matki. Nie jest to cały czas ten sam poziom, a dwie sytuacje najczęściej powodujące jego wzrost to uprawianie seksu oraz karmienie piersią starszego dziecka (stymulacja brodawek sutkowych). Macica odpowiada wtedy wzmożonym napięciem i skurczami, które ustają samoistnie po jakimś czasie. Zarówno aktywność macicy, jak i chwilowy wypływ siary z piersi są w tym wypadku fizjologiczne i nie powinny niepokoić.
Skurcze macicy w ciąży są też korzystne dla dziecka, stymulują bowiem rozwój poszczególnych układów (np. układu nerwowego) i pozwalają maluchowi przygotować skuteczną strategię radzenia sobie z mniejszym dopływem tlenu.
Rola oksytocyny podczas porodu
Oksytocyna wydzielana jest rosnąco i pulsacyjnie, a ten proces zależy także od czynników zewnętrznych. Kurcząca się macica otwiera dziecku drogę na zewnątrz i wspiera jego przesuwanie się w kanale rodnym. Często słyszymy obiegową opinię, że podczas naturalnego porodu dziecko jest narażone w większym stopniu na niedotlenienie niż podczas cięcia cesarskiego – w rzeczywistości jest odwrotnie: badania wskazują, że w trakcie porodu oksytocyna zmniejsza zapotrzebowanie mózgu dziecka na tlen, a tym samym odgrywa rolę ochronną. Także mama dostaje oksytocynowy bonus: zmniejsza się u niej poziom lęku i łatwiej przychodzi się jej zrelaksować pomiędzy skurczami. Czasem zdarza się, że zalane endogenną oksytocyną rodzące przeżywają fizyczną rozkosz^().
Rola oksytocyny po porodzie
W tym niezwykłym momencie poziom oksytocyny jest najwyższy, a dzięki temu matka i dziecko są gotowi do nawiązywania więzi, zakochania się w sobie. Zaczyna się proces, który określamy jako bonding – wiązanie się. Jednocześnie wysoki poziom oksytocyny powoduje intensywne obkurczanie się macicy, zmniejszając krwawienie i pozwalając na urodzenie się łożyska – to dla rodzącej. A dla dziecka otwierają się kanaliki mleczne w piersiach mamy i pojawiają się pierwsze, bezcenne krople pokarmu. Wszystko to możliwe jest tylko wtedy, kiedy mama i dziecko pozostają w bezpośrednim kontakcie – o tym więcej w dalszej części książki.
Różnica między oksytocyną naturalną a syntetyczną
Ważne jest, żeby oksytocyna wydzielała się w organizmie kobiety, a nie była podawana w formie leku. Samoistne rozpoczęcie się porodu jest najlepszym wstępem do jego fizjologicznego przebiegu. Wiadomo bowiem, że nie tylko rośnie wtedy poziom samego hormonu, ale też zwiększa się liczba receptorów, czyli komórek, które odpowiadają na stymulację oksytocyną.
Syntetyczna oksytocyna nie ma wielu zalet tej naturalnej, a w dodatku zaburza jej wydzielanie. Nie jest to już indywidualnie dopasowana do potrzeb rodzącej dawka wydzielana pulsacyjnie, lecz rutynowo podawana liczba jednostek, co niesie ze sobą skutki zarówno dla matki, jak i jej dziecka. Rodząca znacznie bardziej odczuwa uciążliwość porodu, który nie przebiega w rytmie dostosowanym do jej potrzeb, a dziecko narażone jest np. na niedotlenienie i większe ryzyko żółtaczki.
Rola oksytocyny w życiu każdego z nas
W czasie porodu poziom oksytocyny u rodzącej i jej dziecka jest wielokrotnie wyższy niż w innych życiowych okolicznościach, więc i skala przeżyć emocjonalnych jest proporcjonalna – czyni to chwile po porodzie niezapomnianymi. I co znamienne, wszystko to na zawsze zmienia właściwości mózgu kobiety i noworodka, czyniąc je bardziej podatnymi na działanie oksytocyny w dalszym życiu. A jej znaczenie jest niebagatelne, bo oksytocyna, jak wszystkie hormony, wpływa na naszą psychikę. Tym tematem zajmuje się od lat szwedzka badaczka Kerstin Uvnäs-Moberg. Między innymi dzięki jej pracy wiemy, że oksytocynie zawdzięczamy mniejszą podatność na stres, spadek agresji, a do tego większą łatwość nawiązywania kontaktów nie tylko z najbliższymi, ale także w szerszym kręgu – tych o charakterze społecznym. Oksytocyna sprawia, że łatwiej akceptujemy innych i współodczuwamy.
Oksytocyna:
- inicjuje proces narodzin (wraz z innymi hormonami),
- wzbudza i kontroluje skurcze macicy,
- zmniejsza poziom lęku u matki,
- umożliwia odpoczynek i relaks między skurczami,
- chroni dziecko przed niedotlenieniem,
- ułatwia nawiązanie więzi między matką a dzieckiem,
- otwiera kanaliki mleczne.
ENDORFINA
Endorfina jest endogennym, czyli wytwarzanym przez organizm, opiatem. W codziennym życiu doświadczamy jej działania wielokrotnie: podczas długotrwałego wysiłku (np. kiedy uprawiamy sport), kiedy śmiejemy się, kiedy jemy niektóre pokarmy (czekoladę!). Działa przeciwbólowo, ale potrafi znacznie więcej: daje uczucie przyjemności, powoduje stany euforyczne, a także zmienia percepcję, czyli to, jak odbieramy zmysłami otoczenie.
Rola endorfiny podczas porodu
Możemy czasami usłyszeć opowieści młodych matek o tym, jak podczas porodu inaczej widziały kolory, światło, bardzo intensywnie czuły zapachy, odmiennie reagowały na dźwięki i dotyk. Kobieta pod wpływem endorfiny sprawia wrażenie zatopionej we własnym świecie, nieobecnej, zwykle niechętnie komunikuje się z otoczeniem, a jej aktywność fizyczna jest ograniczona. Endorfina powoduje także niepamięć wsteczną – właśnie dlatego wiele kobiet nie pamięta przebiegu porodu, a jedynie niektóre momenty, szczegóły.
Endorfina działa na rodzącą ochronnie: im większy wysiłek, silniejsza akcja porodowa, tym wyższy poziom endorfiny. Kiedy jest jej naprawdę dużo, obniża się nieco poziom oksytocyny, spowalniając akcję skurczową, która dostosowuje się do możliwości rodzącej.
Podobnie jak w przypadku oksytocyny podanie do krwiobiegu matki syntetycznych opiatów (w polskich szpitalach najczęściej jest to dolargan) zaburza ten naturalny proces i hamuje wydzielanie endorfin.
Rola endorfiny po porodzie
Po porodzie kobieta ma bardzo wysoki poziom endorfiny, która – razem z oksytocyną – wywołuje stan niebotycznego szczęścia, euforii.
Endorfina wpływa na wydzielanie się prolaktyny, hormonu koniecznego do dobrego rozpoczęcia karmienia naturalnego.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
ADRENALINA
Dostępne w wersji pełnej
PROLAKTYNA
Dostępne w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
^() Można to zobaczyć w filmie Orgasmic birth Debry Pascali-Bonaro.
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Uwaga! Złość / Tyralik-Kulpa Ewa. - [miejsce nieznane] : Natuli : Legimi, 2020.
Forma i typ

Uwaga! Złość - ebook

Uwaga! Złość


Lektura obowiązkowa, błyskotliwie merytoryczna i niezwykle wyzwalająca. Pokazuje, że nie da się żyć bez złości, a nawet nie warto do tego dążyć. Można ją natomiast zrozumieć.

Złość – wybucha jak wulkan. Jej rezultaty mogą być bolesne, stanowić źródło wstydu i poczucia winy. Jednak strategie unikania i zaprzeczania jej szybko okazują się nieskuteczne, a nawet niszczące.

Ta książka jest dla ciebie, jeśli:

  • znowu nakrzyczałaś/eś na dziecko lub partnera,
  • nie radzisz sobie z trudnymi emocjami dziecka,
  • masz wyrzuty sumienia z powodu swoich gwałtownych zachowań,
  • chcesz wiedzieć, jak radzić sobie ze złością w rodzinie.

Autorka:
Ewa Tyralik-Kulpa – trenerka umiejętności psychospołecznych rekomendowana przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Prowadzi warsztaty z empatycznej komunikacji w Szkole Trenerów Komunikacji Opartej na Empatii, na Wydziale Pedagogiki UW i studiach podyplomowych SWPS, a także dla innych organizacji, firm i osób prywatnych. Ukończyła Program Pomocy Psychologicznej w nurcie Gestalt.

Spis treści

Spis treści:
Zamiast wstępu (4)
1. O co chodzi z tą złością (9)

Wszyscy mamy te same poniedziałki (9)

Dlaczego w ogóle się złościmy (12)

Jak działa złość (14)

Instrukcja – jak działa „bomba złości” (15)

Jak reagujemy najczęściej na pojawiającą się złość (16)

Złość to nie tylko złoszczenie się (17)

Stopniowanie złości (23)

Stare wzorce złości (25)

Zdrowe wyrażanie złości (27)

Kodeks złości (28)

2. Złość, mózg i ciało (28)

Mechanizm złoszczenia się (30) Historia rozwoju mózgu i nasza aktualna złość (34)

Stres i rola rodzica (42)

Codzienna praktyka „samodbania” (43)

Codziennik złości (44)

Aktywowanie kory przedczołowej zamiast drażnienia ciała migdałowatego(46)

Gimnastyka płatów czołowych u dziecka (1) (47)

Gimnastyka płatów czołowych u dziecka (2) (47)

Na lewo mózg, na prawo mózg – czyli modalność lewo- i prawopółkulowa (47)

Ćwiczenie – magiczna różdżka złości, czyli stroimy prawą półkulę (51)

Złość „z piwnicy” i złość „z piętra” (51)

Złość jako emocja cielesna (52)

3. Złość w komunikacji (58)

Komunikowanie złości (60)

Złość bez wrzasku i krzyku (64)

Praktyka: minimediacje (66)

Blokady komunikacyjne albo „killery empatii” (68)

„Brudna dwunastka” (72)

Jak unikać komunikacji, nie unikając komunikacji (74)

Język obserwacji a język ocen (76)

Proszenie zamiast żądania (78)

Jak prosić. Model komunikatu w duchu Porozumienia bez Przemocy (80)

Empatia dla siebie (82)

Osoby wysoko wrażliwe (85)

Jak różnie możemy odbierać komunikację (87)

4. Granice a złość (88)

Czym są granice i dlaczego są ważne (89)

Jak mówić, że coś nam nie pasuje. Odmawianie (94)

Jak mówić, że coś nam nie pasuje. Informacja zwrotna (99)

Granice jako sposób na ataki złości (101) Przekonania (103)

Złość „z piętra” a rola granic (106)

5. Złość a rozwój dziecka (110)

Biologia złości (111)

Uczenie się jest ważne – również uczenie się złości (112)

Złość na poszczególnych etapach rozwojowych (114)

Noworodek (114)

Po 3. miesiącu życia (116)

Między 6. a 12. miesiącem życia (118)

Około 1. roku życia (120)

2. rok życia (121)

4. rok życia (126)

Między 5. a 6. rokiem życia (130)

Starsze kilkulatki – wiek wczesnoszkolny (134)

Rywalizacja i złość z przegranej (137)

Złość wieku dorastania (138)

6. Złość: praktyka. Dodatek nieobowiązkowy (142)

Analiza transakcyjna jako narzędzie pracy ze złością (142)

Do czego przydaje się w rodzicielstwie świadomość, że mamy różne stany „ja” (146)

Ciało i emocje (149)

Ciało w ujęciu Alexandra Lowena a praktyka rodzicielska (153)

Focusing (154)

Psychoterapia (155)

Jak wybrać psychoterapię i psychoterapeutę (155)

Popularne nurty psychoterapeutyczne (157)

7. Zakończenie (159)

Bibliografia (165)

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści
Zamiast wstępu
1. O co chodzi z tą złością
Wszyscy mamy te same poniedziałki
Dlaczego w ogóle się złościmy
- Jak działa złość
- Jak reagujemy najczęściej na pojawiającą się złość
Złość to nie tylko złoszczenie się
Stopniowanie złości
- Stare wzorce złości
Zdrowe wyrażanie złości
- Kodeks złości
2. Złość, mózg i ciało
Mechanizm złoszczenia się
Historia rozwoju mózgu i nasza aktualna złość
Stres i rola rodzica
- Codzienna praktyka „samodbania”
- Codziennik złości
- Aktywowanie kory przedczołowej zamiast drażnienia ciała migdałowatego
- Gimnastyka płatów czołowych u dziecka (1)
- Gimnastyka płatów czołowych u dziecka (2)
Na lewo mózg, na prawo mózg – czyli modalność lewo- i prawopółkulowa
Złość „z piwnicy” i złość „z piętra”
- Magiczna różdżka złości, czyli stroimy prawą półkulę
Złość jako emocja cielesna
3. Złość w komunikacji
Komunikowanie złości
Złość bez wrzasku i krzyku
- Praktyka – minimediacje
Blokady komunikacyjne albo „killery empatii”
- To robi różnicę
- Kiedy słuchasz, słuchaj
- Magia słuchania
- „Brudna dwunastka”
- Jak unikać blokad w komunikacji, nie unikając komunikacji
Język obserwacji a język ocen
Proszenie zamiast żądania
- Jak prosić – model komunikatu w duchu Porozumienia bez Przemocy
Empatia dla siebie
Osoby wysoko wrażliwe
- Jak różnie możemy odbierać komunikację
4. Granice a złość
Czym są granice i dlaczego są ważne
Jak mówić, że coś nam nie pasuje. Odmawianie
- Jak rozgonić chmurę myśli zapalników
Jak mówić, że coś nam nie pasuje. Informacja zwrotna
Granice jako sposób na ataki złości
- Przekonania
- Złość „z piętra” a rola granic
5. Złość a rozwój dziecka
Biologia złości
Uczenie się jest ważne – również uczenie się złości
Złość na poszczególnych etapach rozwojowych
- Noworodek
- Po 3. miesiącu życia
- Między 6. a 12. miesiącem życia
- Około 1. roku życia
- 2. rok życia
- 4. rok życia
- Między 5. a 6. rokiem życia
- Starsze kilkulatki – wiek wczesnoszkolny
- Rywalizacja i złość z przegranej
- Złość wieku dorastania
6. Złość – praktyka. Dodatek nieobowiązkowy
Analiza transakcyjna jako narzędzie pracy ze złością
- Do czego przydaje się w rodzicielstwie świadomość, że mamy różne stany „ja”
- Ciało i emocje
Metoda Alexandra Lowena
- Krzyczenie „NIE!”
- „Złaź!”
- Uziemienie
- Ciało w ujęciu Alexandra Lowena a praktyka rodzicielska
- Kopanie w materac
- Granice
Focusing
Psychoterapia
- Jak wybrać psychoterapię i psychoterapeutę
- Popularne nurty psychoterapeutyczne
7. Zakończenie
BibliografiaZamiast wstępu
„Potrząsnęłam nim… Wtedy mąż wziął go ode mnie i powiedział, że chyba oszalałam. A ja już naprawdę nie mogłam, mały darł się od dwóch godzin”.
„Szarpałam nim. Chciałam, żeby przestał bić siostrę”.
„Wrzeszczałam głośniej niż oni, żeby w końcu wynieśli się i dali mi popracować”.
„Powiedziałam jej, że przez ciągłe nocne pobudki, pobudki z jej przyczyny, wyląduję w końcu w szpitalu”.
„Krzyknęłam, że jeśli jeszcze raz zrzuci tę miskę, to będzie zlizywać jedzenie z podłogi”.
„Wyrwałam jej z ręki zabawkę i kazałam natychmiast iść spać”.
„Kłóciliśmy się przy niej tak bardzo, aż zapytała, czy się rozwiedziemy”.
„Uderzyłem go”.
Takich historii słyszałam wiele. A ich autorzy to nie jedyni rodzice, którym zdarzyło się przesadzić, a potem męczyć z powodu koszmarnych wyrzutów sumienia. Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy z nas ma na sumieniu jakąś sytuację związaną ze złością, którą wolałby wymazać z rodzinnej historii. Zazwyczaj wspomnieniom tym towarzyszy lęk, że przez nasze nieopanowanie skrzywdziliśmy dziecko, i wstyd – że okazaliśmy się gorszymi rodzicami, niż myśleliśmy.
Kiedy nasze dzieci przychodzą na świat, jedną z rzeczy, które uświadamiamy sobie bardzo szybko, jest nabyta nagle odpowiedzialność za drugiego, zależnego od nas małego człowieka. To pierwsza, zasadnicza zmiana związana z transformacją w rodzica. Już nie odpowiadamy tylko za siebie, swoje zabawki i swoją piaskownicę, ale uzmysławiamy sobie, że od tego, co robimy i mówimy, całkowicie zależy ktoś inny – nasze dziecko. Sama świadomość tego może okazać się wystarczającym powodem frustracji. Chociaż pragniemy narodzin dziecka jak niczego innego na świecie, wiedząc jednocześnie, że zmieni to w naszym życiu dosłownie wszystko, skala tej zmiany większość z nas naprawdę zaskakuje. I mimo że dzięki potomstwu zyskujemy tak wiele, ta metamorfoza nierozerwalnie wiąże się z jakimś rodzajem straty (np. snu, spokoju, wygody, wolności, autonomii, poczucia bezpieczeństwa), przez co musimy się z życiem ułożyć na nowo.
Strata jest definitywnym końcem pewnego etapu. Kiedy mierzymy się z czymś tak nieodwołalnym, początkowo nasze ego próbuje nas ratować, podpowiadając, że „przecież nic się nie zmieniło”. Życie jednak szybko uświadamia nam, że nie do końca tak jest, i łatwo wówczas o gniew. Potrzebujemy czasu. Potrzebujemy również (nieraz przy wsparciu innych osób) uporządkowania rodzących się w nas trudnych emocji, żeby w nowej rzeczywistości poczuć się w końcu na właściwym miejscu. Gdy doświadczamy rewolucyjnej zmiany świata wewnętrznego i zewnętrznego, dowiadujemy się o sobie zupełnie nowych rzeczy. Poznajemy samych siebie od początku. Jednym z nowych, frapujących zagadnień jest odkrycie, że istnieje w nas złość. I to wcale niemało złości!
Szykując się do roli rodziców, z pozoru uświadamiamy sobie, że wszystko się diametralnie zmieni; że jakiś etap – przynajmniej częściowo albo na jakiś czas – dobiegnie końca, a w naszym życiu pojawi się ktoś całkowicie od nas uzależniony, kto będzie potrzebował czasu, miłości, cierpliwości, opieki i pieniędzy. Jednocześnie fantazje związane z rodzicielstwem podsuwają nam sielankowe obrazy rodem z reklam oraz seriali. Słodkie niemowlęta gruchają do nas z uśmiechem, przedszkolaki samodzielnie i pomysłowo bawią się w ogródku albo gustownie urządzonym pokoju (i chcą od nas tylko czekolady lub serka), przewijanie jest okazją do frajdy, a na gorączkę wystarczy podać odpowiedni lek, a wszystkie kłopoty znikną. Na Instagramie albo Facebooku dzieci naszych znajomych są grzeczne i radosne, żadna pyzata buzia nie krzywi się od płaczu, nie słychać świdrującego krzyku. A sami znajomi – świeżo upieczeni rodzice – wyglądają na zrelaksowanych oraz śledzących trendy mody i nurty nowoczesnej pedagogiki. Z taką lekkością łączą życie rodzinne z zawodowym! Wnętrza ich domów są czyste i schludne, samochody błyszczą na zewnątrz, a przyjemnie pachną w środku. Zdarza się też, że ktoś – zwykle są to nasi rodzice, ciocie, osoby ze starszego pokolenia – zaserwuje nam zdanie w stylu: „Biedaku, twoje życie się skończy, żegnaj, imprezo, witaj w świecie dorosłych!”. Ale, ale! Przecież oni nie mają racji! Owszem, bywa, że zobaczymy na spacerze skrzywioną nad wózkiem, wycieńczoną matkę niemowlaka albo ojca wrzeszczącego na kilkuletniego brzdąca w kolejce po lody. Tak, „tamci” rodzice są może źli bądź umęczeni, ale szybko sobie przecież wytłumaczymy, że to oni sobie nie radzą, że powinni się jakoś ogarnąć! U nas na pewno będzie inaczej. Mamy większą wiedzę i niemal nieograniczony dostęp do eksperckich porad na temat każdego stylu rodzicielstwa. Do tej pory radziliśmy sobie zresztą ze wszystkim koncertowo: w pracy, w zdobywaniu górskich szczytów na wakacjach, w prowadzeniu auta oraz zajmowaniu się psem. Poza tym na dziecko czeka już świetnie wyposażona, najwyższej jakości wyprawka. Nam się złość, bezradność i umęczenie zwyczajnie nie przytrafią.
Pokłady złości, które ujawniają się wraz z postępowaniem naszego rodzicielstwa, naprawdę potrafią zaskoczyć i wpędzić w poczucie winy. W dotychczasowym życiu większość spraw udawało nam się załatwiać z twarzą. Przecież nie krzyczy się na współpracowników ani tym bardziej na szefa! We dwoje też jakoś w końcu się dogadywaliśmy, skoro dotrwaliśmy do tego momentu. A panowanie nad emocjami jest oznaką profesjonalizmu i dojrzałości, prawda? Zwłaszcza gdy jesteśmy kobietami. Tak, bo to my, kobiety, byłyśmy i jesteśmy umiejętnie ćwiczone w ukrywaniu niezadowolenia. Niezadowolona, zirytowana, a także rozzłoszczona kobieta to jędza, hetera, udręka, niezrównoważona baba, wariatka… A my przecież nie jesteśmy wariatkami. Ależ skąd.
Następstwem wieloletniego tłumienia własnego kobiecego sprzeciwu jest umiejętność przewidywania i porządkowania wszystkich szczegółów rzeczywistości na takim poziomie, żeby powodów do złości po prostu nie było. I do czasu rodzicielstwa całkiem dobrze nam to szło. Perfekcjonizm dawał nam poczucie kontroli i spokoju – miał on wprawdzie swoją cenę, ale odcięte od emocji nie do końca ją zauważałyśmy.
Gdy zostajemy rodzicami, zaskakuje nas fakt, że wraz z rodzicielstwem nagle wkroczyła do naszych domów złość. Że czasem już w trakcie ciąży nie starcza nam ani sił, ani cierpliwości. Że mamy po kokardę, że częściej się kłócimy. Że aż tak się różnimy w swoich wizjach. Że wrzeszczymy na dzieci i warczymy na siebie. Że ta seksowna dziewczyna zamieniła się w wiecznie niezadowoloną męczennicę. Że na niego w ogóle nie można liczyć, że niczego nie rozumie. Że dzieci wchodzą nam na głowę i jesteśmy wobec tego bezradni, bo przecież każdą reakcją można im „spaczyć psychikę”. Że nie mamy najmniejszej ochoty nawet na odrobinę szaleństwa, które „przed dziećmi” było na porządku dziennym. Że maluchy tak potrafią wrzeszczeć. Że wszędzie panuje nieustanny bałagan. Że od dwóch lat nie przespaliśmy ani jednej nocy. Że nie możemy nigdzie wyjechać we dwoje. Że w pracy też się zmieniło, bo nie jesteśmy w stanie przesiadywać w biurze tak jak kiedyś. Że dzieci bardzo nam przeszkadzają, gdy chcemy popracować. Że marudzą. Że tak często chorują. Że nas testują. Że wszyscy nam mówią, co musimy albo powinniśmy jako rodzice. Że nie ma seksu albo jest taki na szybko. Że dzieci się złoszczą…
Złość jest elementem rodzicielstwa, z którym przychodzi nam się mierzyć niemal od początku. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku, bo wszyscy się złościmy i złościć będziemy. Chcemy jak najlepiej, więc jest nam trudno, kiedy to nie wychodzi. W rezultacie zdarza się nam – mówiąc kolokwialnie – dowalać sobie, obwiniać samych siebie, a czasem zaprzeczać, że w ogóle jest jakiś problem. Rodzicielska złość to temat tabu, zły wilk, którego sami boimy się chyba bardziej niż nasze dzieci.
Marzy mi się, żeby złość stała się normalnym tematem, o którym możemy rozmawiać i którym po ludzku możemy się zająć. Po ludzku, czyli z wykorzystaniem pełnego potencjału wyższych warstw kory nowej mózgu. Oraz po ludzku, czyli z daniem sobie prawa do bycia tylko człowiekiem i popełniania ludzkich błędów, a także naprawiania ich.
Chciałabym, żeby każdy z nas odszukał na kartach tej książki zrozumienie dla swojej rodzicielskiej złości i dał sobie na nią wewnętrzną zgodę. Jednocześnie chcę przekonać czytelników, że da się nauczyć oddzielania złości od zachowań, które są jej efektem. To właśnie te zachowania, nie sama złość, prowadzą do wytężonej pracy nad sobą, aby nie krzywdzić dzieci i samych siebie.
Jestem pewna, że kiedy pojawia się złość, powinniśmy ją uznać – zalegalizować, przyjąć i dać sobie do niej prawo. My, rodzice, nie mamy lekko, a złość jest nam w tym wszystkim bardzo potrzebna. Jest posłańcem jakiejś ważnej dla nas wartości, za którą tęsknimy i która wydaje się w danym momencie tak bardzo niedostępna, że aby w ogóle móc zwrócić się w jej stronę, zachowujemy się inaczej, niżbyśmy chcieli, zapominając o innych ważnych dla nas wartościach, takich jak cierpliwość, wsparcie czy szacunek.
Jeżeli krzyczymy, grozimy, ośmieszamy, szarpiemy i bijemy, to wartość, dla której zdarza się nam to robić, z pewnością jest dla nas bardzo istotna. Skoro pojawia się tak ogromna frustracja, że aż musimy potrząsnąć kimś innym (w tym przypadku naszym dzieckiem), i przez moment nie ma dla nas znaczenia, że wyrządzamy mu krzywdę, pod spodem musi się kryć COŚ WAŻNEGO…
Z setek przeprowadzonych rozmów nauczyłam się jednego: w większości przypadków chodzi o to, że jako rodzice (a szerzej mówiąc: jako ludzie w ogóle) desperacko chcemy być zobaczeni, usłyszani, zrozumiani, wzięci pod uwagę. Potrzebujemy też bycia skutecznymi – sprawdzenia się, zdania rodzicielskiego egzaminu, czyli wychowania człowieka zdrowego, sprawnego, radzącego sobie z wyzwaniami tego świata. I jeszcze przy tym wszystkim dobrze by było utrzymać dom oraz ważne dla nas relacje.
Tutaj pojawia się pytanie: czy akceptacja i „zagospodarowanie” własnej złości to coś prostszego niż walka z dzieckiem? Ta książka pokaże czytelnikowi, że tak się da. Że da się żyć ze złością.1
O co chodzi z tą złością
Złość budzi nie najlepsze skojarzenia, zwłaszcza kiedy przypomnimy sobie nasz ostatni rodzicielski wybuch. Z pewnością wolimy o nim nie myśleć. Jak to się dzieje, że potrafimy tak gwałtownie wybuchnąć, a potem równie mocno odczuwać wyrzuty sumienia? Jeśli nie przyjrzymy się uważnie dzikiemu zwierzęciu wewnątrz nas, nie będziemy w stanie go oswoić, zrozumieć oraz… docenić.
Wszyscy mamy te same poniedziałki
To był poniedziałek rano. Sam ten fakt nie nastrajał mnie do świata zbyt przyjaźnie już na samym początku dnia. Wstałam o 6.30, żeby ogarnąć się i przygotować śniadanie, zanim ruszę do pokoju córki, by obudzić ją do przedszkola. O 7.00 zadzwonił budzik przy jej łóżku. Stojąc w drzwiach, obserwowałam, jak córka mruczy coś przez sen i przykrywa głowę kołdrą. Gdyby to był weekend, kilka minut przed 7.00 stałaby już z maskotką w ręku przy naszym łóżku. Gdyby to był weekend, nie potrzebowałaby budzika, aby wyskoczyć z pościeli niczym sprężynka i oświadczyć dobitnie: „Nie będę już spać!”. Niestety, poniedziałek rządzi się innymi prawami.
Pstryknięciem włącznika rozjaśniłam jesienny półmrok pokoju.
– Czas wstawać, kochanie!
– Nie.
– Jest siódma. Czas wstawać! – powiedziałam stanowczo, ale czule. – Jeśli teraz nie wstaniesz, spóźnimy się do przedszkola.
Niezadowolone mamrotanie spod kołdry, wreszcie urażony pisk:
– PRZYTULASKA!
– No dobra. – Przysiadłam na jej łóżeczku. – Chwilkę się poprzytulamy, ale za pięć minut…
– No DOOBRA… – fuknęła córka. Deklarację potraktowałam poważnie i machinalnie ustawiłam budzikową drzemkę. Pięć minut, tylko pięć minut… Sama nie bez przyjemności wtuliłam się w zaspane ciałko.
Nietrudno się domyślić, że dzwonienie zabrzmiało ze zdwojoną siłą o 7.05.
– Wstajemy!
Cisza, wreszcie głośne:
– NIE!!!
– Ale przecież nie tak byłyśmy umówione… – zaprotestowałam słabo. Poderwałam się z dziecięcych objęć i energicznie odsunęłam kołdrę chroniącą nasz ciepły, senny kokon. W oczach córki zalśniły łzy.
– Nie chcę iść do przedszkola!
Rączki zacisnęły się w piąstki. Łzy. Morze łez.
– Nie pójdę do przedszkola! – Szlochający mały człowiek, odwrócił się do mnie plecami. – Nigdy!
Poczułam, jak ogarnia mnie fala gorąca. Jak będzie dzisiaj?
Przyznam się od razu, że czasem nie wytrzymuję. W głowie pojawia się gonitwa myśli, a moja uwaga galopuje za nią: „Jeszcze zobaczymy, czy nie pójdziesz! Moja mama miała rację, rozpuściłam cię jak dziadowski bicz! Mój mąż też mógłby się ogarnąć i chociaż trochę w to włączyć. Zawsze wszystko na mojej głowie! Dzisiaj na pewno nie mogę się spóźnić, bo mamy spotkanie z klientem!”.
Tym razem moje myśli osiągnęły obroty rasowego silnika rajdowego i po krótkiej chwili usłyszałam swój własny krzyk:
– WSTAWAJ NATYCHMIAST!!! JEŚLI NIE BĘDZIESZ GOTOWA ZA PIĘTNAŚCIE MINUT, POJEDZIESZ W PIŻAMIE!
Co dalej? Przestraszona córka skuliła się w sobie, wstała i posłusznie poszła w stronę łazienki. A ja momentalnie utknęłam po uszy w poczuciu winy. Mogło być gorzej – młoda mogła nie poddać się tak łatwo i rozszlochać jeszcze gwałtowniej, całą sobą. Mogła wyrwać mi kołdrę oraz schować się pod nią. A ja w reakcji na tomogłam dalej wrzeszczeć i wrzeszczeć, jeszcze głośniej, jeszcze groźniej…
Zdarza się też jednak tak, że słyszę jej pierwsze słowa i rejestruję moment, w którym robi mi się gorąco. Zamiast rozgrzewać na nowo silnik własnej złości, wbrew wszystkiemu skupiam się na ciele. Na sobie. Co się dzieje?
Zaciskam zęby. Oddech mi przyspiesza. Świadomie zaczynam oddychać wolniej. Widzę bezradną dziewczynkę, która zacisnęła piąstki i płacze. Naprawdę słyszę teraz, jak mówi, że nie chce iść do przedszkola. Biorę kolejny oddech. W sumie to nawet ją rozumiem. Sama też bym wolała nie spieszyć się dzisiaj na spotkanie z klientem. I wcale nie chce mi się iść do tej pracy…
– Widzę, że chyba jesteś bardzo, ale to bardzo zła. Naprawdę. Widzę i słyszę.
– Nie chcę iść do przedszkola!!!
– No nie chcesz. Niefajnie wychodzić teraz z ciepłego łóżka, co? To naprawdę może człowieka rozzłościć.
Cisza.
– Wiesz, rozumiem cię. Bardzo nie lubię poniedziałków. Tyle lat chodzę co rano do pracy, a w poniedziałki wciąż mi trudno. Boję się, nie mam ochoty. I przez to też jestem trochę zła.
Cisza. Prawe oko łypie nieśmiało w moim kierunku. Ciałko jakby odrobinę się rozluźnia.
– Wziąć cię na ręce i zanieść do łazienki, jak wtedy, kiedy byłaś bardzo malutka?
Kiwnięcie głową, zaspana buzia ląduje na moim ramieniu. Oddycham głębiej. I jeszcze raz. I jeszcze.
Moja córka jest już w przedszkolu, a jej twarz definitywnie rozchmurza się w szatni na widok ukochanej koleżanki. Jadę na spotkanie, na które chyba jednak zdążę. Za kierownicą rozmyślam: „Bycie mamą jest czasem strasznie wyczerpujące. Zabiera masę energii. Trzeba mieć jednocześnie wrażliwość motyla i skórę słonia. Tak trudno znaleźć równowagę między rozpuszczaniem a wychowaniem. Ta cała złość to bardzo, bardzo skomplikowany temat – nawet dla kogoś dorosłego, tak jak ja”.
Jeśli w mojej historii znaleźliście coś, co pasuje i do waszej – dzielimy ten sam los. Jesteśmy rodzicami i temat dziecięcej, a także naszej, dorosłej złości prędzej czy później nas dopadnie.
Jestem rodzicem, tak jak wy. Od wielu lat zajmuję się także zawodowo komunikacją. Specjalizuję się w podejściu, które nazywa się Porozumieniem bez Przemocy, uczę się psychoterapii Gestalt. Pomagam ludziom dogadać się ze sobą, zwłaszcza wtedy, kiedy jest bardzo, ale to bardzo trudno. Każdego dnia – czy w mojej pracy, czy w życiu rodzinnym – widzę, jak ogromną rolę w komunikacji odgrywają emocje. Wiem też, że chociaż marzymy, by się nie złościć, raczej nam to nie wychodzi.
Dlaczego w ogóle się złościmy
Złość to emocja, która budzi masę negatywnych skojarzeń i bardzo nie chcemy jej przeżywać, choć nie da się bez niej żyć. Miesza nam się czasem z furią, wściekłością, lękiem, bezradnością, agresją. Oceniamy ją jako szkodliwą, zagrażającą, psującą krew i relacje. Często wkładamy sporo energii w to, aby stłumić ją u siebie oraz u naszych dzieci. Czy słusznie? Chociaż rozumiem, dlaczego tak robimy, to jestem absolutnie przekonana, że nie warto tłumić złości.
Czym w ogóle jest złość? Po co nam ona? Lubię definicję nazywającą ją emocją alarmową, czyli taką, która mówi nam o czymś ważnym i mobilizuje do działania. Złość daje znać, że nasz wewnętrzny świat jest w niebezpieczeństwie. Pojawia się również wtedy, gdy mamy poczucie, że ktoś lub coś narusza nasze granice (psychologiczne lub fizyczne), a także gdy uważamy, że ktoś powinien spełnić jakieś nasze potrzeby. I w tym kontekście jesteśmy po prostu na nią skazani – nie mamy bowiem możliwości sprawowania takiej kontroli nad światem zewnętrznym, aby inni robili zawsze to, na czym nam zależy, w taki sposób, w jaki chcemy, a nasze wartości i przyzwyczajenia były zawsze respektowane. W dużym uproszczeniu możemy więc spojrzeć na złość jako na wewnętrzną energię, którą czujemy w ciele, która ma pomóc w uniknięciu lub zatrzymaniu sytuacji niesłużącej nam lub zadającej rany.
Złość jest emocją alarmową, która daje nam znać, że nasz dobrostan jest zagrożony.
Kiedy podczas warsztatów rozmawiam z rodzicami o złości, okazuje się, że tym, czego nie akceptują, są zachowania będące efektem pojawiającej się złości – zachowania dzieci lub ich własne. Jak ja to dobrze rozumiem! Sama nie lubię krzyków ani fochów. Nie lubię, kiedy moje dzieci są naburmuszone, kiedy mówią, że ich nie kocham albo że to one nie kochają mnie. Trudno mi się pogodzić z tym, że mogą kogoś uderzyć albo obrazić słowem. Nie lubię także swojego własnego krytykanctwa, potoku wyrzutów i wrzasku, które w złości wciąż jeszcze potrafię zaserwować otoczeniu. Ale czy to znaczy, że nie lubię złości?
To nie jest takie proste. Moja droga do polubienia się ze złością była dość długa i trudna. Wiem jednak na pewno, że warto ją pokonać. Dobrze pamiętam, ile energii i zdrowia kosztował mnie dawny nawyk – tłumienie złości. Okazywało się ono przede wszystkim nieskuteczne, ponieważ kiedy w końcu wybuchałam, mój atak miał siłę rażenia bomby atomowej (tak naprawdę był już wtedy nie złością, a furią) i zostawiał po sobie zgliszcza.
Jak działa złość
Warto zwrócić uwagę na to, że między złością jako taką a złoszczeniem się (czyli zachowaniami i działaniami podejmowanymi w wyniku złości) jest pewna przestrzeń, która dla mnie okazała się niezastąpionym kluczem do złamania kodu destrukcyjnych, niepożądanych zachowań.
Wróćmy jednak do początku, czyli do sytuacji, kiedy nasze dziecko nie chce iść do przedszkola. Co takiego się wtedy dzieje? Co dzieje się w nas, gdy jeszcze nie wrzeszczymy? Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że coś nadchodzi, prawda?
W przypadku złości ciało i psychika idą ze sobą ramię w ramię. Ciało aktywuje fizjologiczny mechanizm stresu. Podnosi się poziom hormonów: adrenaliny, noradrenaliny, kortyzolu, aktywują się różne układy i organy naszego ciała, aby popchnąć nas do aktywności skierowanej na zewnątrz. Złość odczuwamy w ciele: mamy pobudzone mięśnie, więcej krwi napływa nam do twarzy i rąk, często napinamy właśnie te okolice (być może nie jest wam obce poczucie zaciśniętych szczęk i pięści).
Do tego momentu większość z nas ma podobnie. Sądzę, że trudno się na tę rosnącą złość gniewać. Ona po prostu pojawia się i będzie się pojawiać. Chyba nikt z nas nie wmawia sobie, że może tak do końca sterować własną fizjologią.
Równocześnie kiedy kontrolę nad nami przejmuje fizjologia, jest też z nami nasza psychika – w głowie pojawiają się myśli. Często to myśli, które możemy porównać do zapalników, precyzyjnie zaprogramowanych elementów aplikacji. Mogą one zacząć zbroić bombę i spowodować wybuch. Takim zapalnikiem jest np. myśl, że dziecko robi nam na złość albo że jesteśmy do kitu jako rodzice. Ponieważ znajdujemy się w stanie pobudzenia fizjologicznego, tracimy do tych myśli dystans i łatwo się one nakręcają. To taki moment, kiedy nie bardzo potrafimy – ani my, ani dziecko – myśleć logicznie, obiektywnie oraz spokojnie się wyrażać. Niełatwo nam o łagodność, zrozumienie czy życzliwość. Naprawdę trudno tego wtedy od siebie wymagać. Warto też wiedzieć, że ten stan pobudzenia ma swoją mierzalną naukowo granicę czasową – może trwać od 7 do 20 minut.
Życiowe kłopoty pojawiają się zazwyczaj, kiedy to, co zadziało się na poziomie fizjologii, wyrzuciliśmy na zewnątrz i zrobiliśmy coś nie do końca tak, jak zrobilibyśmy, będąc „najlepszą wersją siebie”. Przykładowo nawrzeszczeliśmy na kogoś. Wyrzuciliśmy czyjeś rzeczy. Uderzyliśmy kogoś. Albo działając nieco delikatniej: powiedzieliśmy coś, co inną osobę zabolało czy naruszyło jej godność. I poczuliśmy przy tym wyrzuty sumienia, a czasem też bezradność, bo nie mamy pomysłu, jak moglibyśmy zachować się inaczej. Nie wiemy, co ze swoją złością zrobić. Nie uczymy się tego ani w szkole, ani w domu. Postawy, z którymi się stykamy, bywają skrajne: jest to albo agresja, albo niezłoszczenie się, czyli odcięcie od szansy wyrażenia złości. Czasem przeczuwamy, że mogłoby to wyglądać inaczej, ale naprawdę trudno jest nam określić jak.
Instrukcja – jak działa „bomba złości”:
- Zmiany na poziomie fizjologii – hormonalne i w ciele.
- Zmianom w ciele powodującym pobudzenie zaczynają towarzyszyć myśli zapalniki.
- Reakcja stresowa na myśli zapalniki – ciało reaguje większym pobudzeniem.
- Zwiększone pobudzenie – pojawia się więcej myśli zapalników.
- Reakcja ciała na myśli zapalniki.
Jak reagujemy najczęściej na pojawiającą się złość
Możemy wyróżnić dwa rodzaje reakcji w odpowiedzi na pojawienie się złości:
- zachowania agresywne:
- krzyk1,
- bicie,
- popychanie,
- straszenie,
- grożenie,
- ośmieszanie,
- zawstydzanie.
- zachowania bierno-agresywne:
- ignorowanie drugiej osoby („Już się do tego zabieram” i wpatrywanie się w fotelu w ekran telefonu),
- złośliwe komentowanie, obrażanie, dyskredytowanie przedstawione jako żartowanie („Oj, o co się złościsz, przecież tylko żartuję!”),
- zaprzeczanie emocjom, chociaż widać, że ktoś aż się gotuje w środku,
- odtrącanie,
- w związku: nagradzanie seksem za „właściwe zachowanie”,
- niedotrzymywanie obietnic i zrzucanie winy na drugą stronę – tzw. odwracanie kota ogonem („Nie zrobiłem tego, bo i tak nigdy nie jesteś zadowolona, jeśli coś zrobię”),
- przedstawianie przy innych drugiej osoby w niekorzystnym świetle.
Co zatem robić, kiedy u nas lub u dziecka pojawia się złość? Jak przekonać się, że złość pomaga – serio! – budować prawdziwie bliską relację, bo to właśnie dzięki niej uświadamiamy sobie swoje granice, pokazujemy, na co się zgadzamy, a na co nie? Jak wykorzystać siłę tkwiącą w złości do pozytywnych zmian, a nie zamieniać jej w trudną do ogarnięcia furię, agresywne zachowania, bierną agresję lub inne niesłużące nam działania?
Jestem głęboko przekonana, że niezłoszczenie się i uczenie tego samego dzieci jest niedźwiedzią przysługą. Wiem też, że aby młody człowiek nauczył się radzić sobie ze złością, musi przejść przez momenty wyrażania jej na różne sposoby. Nie ma nauki bez prób i błędów. A my, rodzice, możemy w tym dzieciom pomóc, reagując adekwatnie na to, co robią, a także dzięki temu, że sami nauczymy się obchodzić z własną złością i pokażemy, że bywa ona w życiu całkiem przydatna.
Złość to nie tylko złoszczenie się
Osoby znające mnie jakieś dwadzieścia lat temu powiedziałyby o mnie, że „Ewka nigdy się nie złości”. Rzeczywiście, trudno było wówczas spotkać człowieka, na którego choćby trochę nakrzyczałam. Byłam raczej zawsze uśmiechnięta, miałam poczucie, że jakoś ze wszystkim sobie poradzę. Miałam też pewność, że tak dobrze ogarniam rzeczywistość, iż nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Z umiejętności panowania nad emocjami byłam zwyczajnie dumna. Niemal idealna cecha, jeśli chodzi o radzenie sobie ze złością, prawda? Wyobrażam sobie nawet, że to właśnie tego można chcieć się nauczyć, sięgając po tę książkę: opanowania, pokerowej twarzy, trzymania „dziecinnych emocji” na wodzy.
Niestety moje panowanie nad złością okazało się szeroko rozpowszechnioną w świecie praktyką odcinania się od emocji i robienia wiele, żeby ich nie czuć. Nasze ciała i umysły, chcąc nas ochronić przed cierpieniem związanym z przeżywaniem nieprzyjemnych emocji, nauczyły się od nich odcinać, a skoro to zrobiły, musiało to być w jakimś okresie życia bardzo potrzebne, abyśmy przetrwali oraz poradzili sobie (zwykle jako dzieci). Jednak w końcu przychodzi ciału zapłacić za to cenę. Ja ją zapłaciłam pewnego mroźnego popołudnia, kiedy to karetka na sygnale zawiozła mnie z pracy do szpitala, bo zemdlałam – moje ciśnienie skoczyło pod sufit, a serce nie mogło się uspokoić. Ciało wypowiedziało mi posłuszeństwo. Koszt magazynowania i przetwarzania własnej niewyrażonej złości stał się dla mnie fizycznie nie do udźwignięcia.
Mój perfekcyjny, opanowany świat rozpadł się na jeszcze więcej kawałków, kiedy urodziło się moje pierwsze dziecko. Z przewidywalnej, jako tako kontrolowanej przeze mnie rzeczywistości trafiłam do miejsca, o którym nikt nie pisał w książkach dla przyszłych mam. Byłam zmęczona, niewyspana i przerażona. Moje dziecko płakało, a ja nie wiedziałam czemu. Krzyczało, a ja nie wiedziałam, o co mu chodzi i co mam zrobić, aby przestało. Nad życiem małego człowieka nie da się mieć pełnej kontroli, chociaż przyznam, że desperacko próbowałam. Właśnie wtedy zaczęłam – często z całkowicie błahego powodu – miewać ataki złości, które trwały krótko, lecz raniły jak ostry nóż i których ani mój mąż, ani ja sama, ani chyba nikt w zasadzie nie rozumiał.
Złość, nad którą dotychczas wydawało mi się, że znakomicie panuję, zaczęła mi wychodzić uszami. W zasadzie cały czas byłam zła (albo smutna, bo smutek, chociaż może się to wydawać zaskakujące, ma ze złością wiele wspólnego), ciągle krytykowałam (patrząc z boku – nie wiadomo dlaczego) mojego męża. Miałam przecież ukochaną, wyczekaną córeczkę, partnera, który się starał, jak potrafił najlepiej, dobrze płatny urlop macierzyński i wiele innych powodów, żeby cieszyć się życiem. Coś tu było nie tak. I to bardzo!
Właśnie wtedy, z maleńką córeczką w nosidle, pojawiłam się na pierwszej sesji terapeutycznej. Byłam zdesperowana, marzyłam o tym, by zrozumieć, co się ze mną dzieje i dlaczego tak się złoszczę. Przekażę wam, czego nauczyłam się od tamtej pory.
Przede wszystkim zrozumiałam, że bardzo często nie pozwalamy sobie na wyrażanie i okazywanie złości – zarówno wobec innych, jak i tej złości osobistej, na własny użytek. Wypieranie jej na poziomie instynktu wcale nie jest dla nas bezpieczne. Utrzymywanie złości w ukryciu kosztuje nas masę energii, jest w dodatku skazane na porażkę – raz uruchomionej energii nie da się unicestwić, ona po prostu znajdzie jakiś sposób, niestety zwykle destrukcyjny lub autodestrukcyjny, aby wydostać się na zewnątrz.
Piorunujące wrażenie zrobiła na mnie lista Theodore’a Isaaca Rubina, psychoterapeuty, autora Księgi gniewu2. Uświadomiła mi, że złość może przybierać najróżniejsze maski: stany i zachowania, które niekoniecznie ze złością nam się kojarzą, a wyrażają właśnie ją. Innymi słowy – złość, która nie ma naturalnego ujścia, może przybrać inną, odmienną postać.
Złość może wyrażać się przez:
- lęk, nerwicę, wewnętrzne rozedrganie, poczucie rozbicia,
- stany depresyjne,
- poczucie winy,
- głodówki, przesadne objadanie się,
- pracoholizm, nadmiar ćwiczeń, zajęć,
- bezsenność lub ucieczkę w sen,
- niejasne troski o przyszłość (zamartwianie się),
- dziwaczne myśli, obsesje, kaleczenie się, zachowania autoagresywne (nawet takie „niewinne” jak obgryzanie paznokci czy wyrywanie sobie włosów),
- choroby psychosomatyczne (np. migreny niewiadomego pochodzenia) lub paradoksalne działanie układu immunologicznego, który zamiast bronić nas przed zagrożeniami, atakuje własny organizm,
- autosabotaż (nałogi, skłonność do urazów, wypadków, gubienie rzeczy),
- subtelny sabotaż innych (spóźnianie się, gubienie czyichś rzeczy, niedotrzymywanie terminów, umów),
- tyranię (w postaci ataków słownych albo przez postawę męczennicy/ka – ofiary),
- bycie nadmiernie miłym,
- prowokowanie innych, w efekcie czego stajemy się ofiarami czyjejś agresji,
- wieczne zmęczenie, brak sił,
- ciągłe pouczanie innych,
- brawurę samochodową (i inne niebezpieczne zachowania na drodze).
Rozpoznajecie te zachowania? Ja niektóre punkty z listy Rubina znałam naprawdę dobrze. Ba, chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że byłam w nich mistrzynią. Tylko nie uświadamiałam sobie zupełnie, że wyrażam nimi swoją złość.
Dlatego teraz, kiedy rozmawiam z rodzicami na warsztatach i pojawia się u nich fantazja, aby już nigdy się nie złościć, mówię głośno „NIE!”. Unikać złości po prostu się nie da i nie byłoby to zdrowe! To bardzo intensywna oraz aktywizująca emocja – jeśli nie pozwalamy sobie na jej „wypuszczanie”, będzie w nas siedzieć i w końcu albo nas zatruje, zablokuje, pozbawi energii, a wraz z nią radości życia, albo znajdzie ujście, tylko zupełnie nie tam, gdzie byśmy chcieli, i nie wtedy, kiedy byśmy chcieli. Nie mam wątpliwości, że gdybyśmy w dzieciństwie mogli się na naszych rodziców bezpiecznie pozłościć oraz nauczylibyśmy się, jak to robić, aby nie szkodzić nikomu, na naszych drogach byłoby zdecydowanie mniej piratów drogowych!
Są oczywiście osoby, które na oko złoszczą się mniej, i osoby, które złoszczą się więcej. Wpływ na to ma na pewno wychowanie – wiele zależy od tego, czy gdy byliśmy dziećmi, w ogóle mogliśmy okazywać złość. W jaki sposób to robiliśmy? Jak złościli się nasi rodzice? Czy ich złość była raniąca dla nas, czy nie? Czy nauczyliśmy się, że tak naprawdę może ona przynieść coś dobrego?
Wiele zależy również od naszego charakteru i osobowości – są ludzie, którzy będą mieli mniejszą tendencję do jawnego okazywania złości niż np. osoby nastawione na konfrontację.
Niektórym trudniej przychodzi odczuwanie złości niż żalu czy smutku, więc się smucą. Są też tacy, którzy mają problem z odczuwaniem smutku, za to łatwo im się złościć i naruszać granice innych przez wrzaski, obelgi, trzaskanie drzwiami czy bicie. Jeszcze inni z kolei są wiecznie niezadowoleni, stale kogoś krytykują i pouczają – przebywając z nimi, mamy niekiedy wrażenie, jakby ich niewyrażona złość osiągnęła stan chroniczny i wychodziła z nich uszami. Są tacy, którzy jakby utknęli w życiu i nie mogą zrobić kroku w przód. Oraz tacy, którzy się jakby zamrozili3. I chciałabym tu wyraźnie podkreślić, że daleka jestem od piętnowania tego, że tacy jesteśmy. Nasze sposoby radzenia sobie ze złością wypracowywaliśmy, kiedy byliśmy małymi, zależnymi od dorosłych dziećmi. Poradziliśmy sobie z tym tematem najlepiej, jak umieliśmy, i ta wypracowana postawa służyła nam przez wiele lat. Jednocześnie teraz, kiedy jesteśmy już dorośli, możemy zdecydować, że z jakiegoś powodu chcemy inaczej. A nasze własne dzieci są cudownym powodem, żeby tego „inaczej” spróbować.
Drugą ważną rzeczą, której nauczyłam się o złości, jest to, że rzadko kiedy w dorosłym życiu czujemy związaną z niewygodą danej chwili czystą złość. Niewygoda danej chwili jest np. wtedy, kiedy elegancka pani na szpilkach znienacka boleśnie nadepnie nam na stopę albo ktoś, przechodząc obok, zahaczy nas siatkami pełnymi zakupów.
W większości przypadków nie jest to takie proste. Nasza złość bardzo rzadko wynika wyłącznie z niewygody danej chwili. Złość, która przecież dzieje się w ciele i psychice, potrafi uruchomić w naszych głowach różne stare obrazy oraz myśli (wspomniane wcześniej myśli zapalniki) związane z jej przeżywaniem albo zatrzymywaniem. Równie szybko potrafi podłączyć się do oceanu wspomnień, których kompletnie nie jesteśmy świadomi. To tak, jakby zapalać światełka na choince – kiedy zapalamy jedno, rozbłyska cały łańcuch. Złość rzadko kiedy tyczy się zatem tylko momentu, w którym ją przeżywamy. Często uruchamia w nas dużo, dużo więcej: poczucie zawodu, utraty bezpieczeństwa, zranione uczucia. I to „więcej” zwykle pochodzi z naszego dzieciństwa, z naszych relacji z opiekunami – rodzicami, nauczycielami, dziadkami, rodzeństwem, grupą rówieśniczą – kiedy to, jak w życiu, jakaś część naszych potrzeb nie była spełniona i coś nas zabolało, zraniło, a nie bardzo mogliśmy pokazać ani wyrazić, że nam się to nie podoba. W dodatku ta niewyrażona złość mieszała się nam często (i miesza nadal) z innymi emocjami: strachem, wstrętem czy smutkiem, których też nie mogliśmy wyrazić. I dlatego teraz, kiedy nasze dziecko albo partner mówi do nas coś w ten sam nielubiany sposób, w który zwracała się do nas niezadowolona babcia czy groźny tata, nasza reakcja bywa również emocjonalną odpowiedzią na tamto, a nie tylko na to, co mówi nasze dziecko czy mąż – tu i teraz.
Kiedy wściekam się niekiedy na mojego męża, łatwo mi zapomnieć, o co się w danym momencie kłócimy, bo uruchamia mi się „niewyzłoszczona” złość z dawnych kłótni na podobne tematy. A na usta cisną się słowa: „Bo ty zawsze myślisz tylko o sobie i nigdy nie raczysz nawet zadzwonić i uprzedzić, że będziesz później!”. Myśli zapalniki przeskakują od jednej do drugiej, podsuwając obrazy tych wszystkich momentów, w których mój mąż miał zadzwonić, że będzie później, a tego nie zrobił. Myśli te ułożyły mi się w głowie w niezbyt przyjemne przekonanie, że on się ze mną nie liczy, a to przekonanie znam też z dzieciństwa. Uświadomiłam sobie podczas własnej terapii, że niektóre zachowania moich rodziców interpretowałam jako niewidzenie mnie i niebranie mnie pod uwagę. Oczywiście złościłam się na to, tyle że dobrze ukryłam tę złość w sobie. I raczej nie miałam szansy wyrazić jej wobec nich.
------------------------------------------------------------------------
1 Każdemu z nas zdarza się krzyknąć. Dla mnie ważna jest intencja, która się za tym kryje. Czasem krzyczymy, bo czujemy się bezradni i chcemy być usłyszani, a kiedy indziej krzyczymy z intencją obrażenia kogoś, obwinienia za nasze emocje, przestraszenia, groźby. Taki rodzaj krzyku „boli” bardziej.
2 T.I. Rubin, Księga gniewu, tłum. N. Radomski, Poznań 1999.
3 Zob. M. Januszkiewcz, Co się kryje za złością?, https://www.swps.pl/strefa-psyche/blog/relacje/19840-co-sie-kryje-za-zloscia (data dostępu: 09.09.20).
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
Pozycja została dodana do koszyka. Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej